środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 22- OSTATNI

Elijah:

- Braciszku, wszystko w porządku?- zapytał Kol, wchodząc do pokoju.- Już czas wszystko jest gotowe.
- Zaraz do was przyjdę- odpowiedziałem.- Chce jeszcze przez chwile pobyć sam.
- Elijah, bo ja Ci czegoś nie powiedziałem- spojrzałem na niego pytająco.- Otóż zanim Katherine pomogła mi się uwolnić dała to- podał mi kopertę.- Dla Ciebie, żebym przekazał gdyby coś poszło nie tak. Uważam, że powinieneś to przeczytać, jeszcze przed pogrzebem. Zostawię cie samego, a innym powiem, że dołączysz za dziesięć minut- opuścił pokój.
Drżącymi rękoma rozdarłem papier i wyciągnąłem list.

Kochany Elijah, 

Zapewne jeżeli czytasz ten list, znaczy, że coś jednak poszło nie po naszej myśli i mnie już nie ma na tym świecie. Nie gniewaj się, że tego co tutaj piszę nie powiedziałam Ci w twarz, tylko wysłużyłam się Kolem, ale zrozum nie potrafiłam, za co przepraszam. Jednak teraz nie mam już czasu na składanie przeprosin za wszystkie rzeczy, które zrobiłam, albo tych których nie zrobiłam.Nadeszła pora żebym powiedziała Ci jak bardzo cie kocham. Uwielbiam cie za to co ty zrobiłeś dla mnie, za to, że właściwie stworzyłeś mnie od samego początku. Jak przez mgłę pamiętam tą starą Katherine, mściwą sukę, która myślała wyłącznie o sobie. Natomiast o wiele wyraźniej pamiętam nasze wspólne chwilę. Pamiętasz nasze małe szaleństwo w deszczu, albo kolacje przy świecach? To było takie romantyczne, takie nasze. Naprawdę Ci za te momenty dziękuje. Mam teraz co rozpamiętywać. Teraz powinnam wygłosić pouczenie na przyszłość. Wiem, że ból wampir boli dziesięciokrotnie bardziej niż ten ludzki, jednak proszę żebyś nie płakał za mną, ponieważ czekają Cię jeszcze całe wieki wspaniałego życia i głęboko wierzę, że kiedyś znajdzie się kobieta, która da Ci wiele szczęścia. Proszę Ci jednak, żeby to nie był mój kolejny sobowtór, ponieważ wiem już, że nie jesteś zbyt odporny na nasze wdzięki. Wiem, wiem taka moja mała złośliwość na koniec, mam nadzieję, że wywołałam uśmiech na twojej twarzy. Kocham Cię...
Twoja na zawsze Katherine.

Wytarłem z twarzy łzy wywołane natłokiem wspomnień z tamtych lat. Tutaj w tym miejscu, na grobie
Katherine, po raz kolejny czytałem jej pożegnalny list. Jak przez mgłę pamiętam późniejsze kilka godzin, wszystkie wyrazy współczucia, łzy i pustkę, która zapanowała w moim życiu na kolejne setki lat. Mimo, że od tamtych wydarzeń minęło już pięć wieków, ja nadal ją czuje, czuje jej dotyk, zapach, widuje ją w tłumie ludzi. Jednak kiedy zamykam i ponownie otwieram oczy, okazuje się, że Katherine nigdy tam nie było. W takich chwilach przypominam sobie o naszej miłości, ponieważ wiem, że ona
jest silna i pokona nawet śmierć. Ostatni raz spojrzałem na płytę nagrobną.
- Do zobaczenia za miesiąc- powiedziałem, otarłem jedną samotną łzę i ruszyłem w dalszą drogę.

                                

KONIEC
___________________________________
O rety to naprawdę się stało skończyło się, a myślałam, że to się nigdy nie wydarzy.Co teraz czuje? Jest mi strasznie smutno, bo to opowiadanie chyba uwielbiałam najbardziej, wiecie taka moja mała perełka, w końcu pisałam je prawie dwa lata. Jestem jednocześnie bardzo szczęśliwa, że wytrwałam do końca, ponieważ naprawdę bardzo mało brakowało a zostawiłabym to niedokończone. Oczywiście zawsze mogło być lepiej ale nie ma się nad czym zastanawiać.

Teraz wielkie podziękowania dla was, wiecie takie z całego serducha, za to że byliście, że komentowaliście i dawaliście dużą dawkę motywacji. Mam nadzieję, że nie zawiodłam i bawiliście się dobrze, a może nawet trochę was wzruszyłam. 

Nie zostało mi nic innego jak po raz ostatni prosić was o komentarze i ogólne wrażenia odnośnie bloga. Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuje:)

Wasza Laura:) 

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 21

Tydzień później: 

Elijah:

Ostatnie kilka dni ciągnęło się w nieskończoność, to było prawdziwe piekło. Wszyscy szkoliliśmy się w walce całymi godzinami, a Gia, Bonnie i Devina, która do nas dołączyła na prośbę Marcela, ćwiczyły przeróżne zaklęcia. To poniekąd mnie rozbawiało, ponieważ tak jak powiedziała Elena, kiedy tylko Bonnie dowiedziała się, że na spotkanie z Aronem zamierzamy pójść w piątkę, kategorycznie oświadczyła, że jeżeli ona nie pójdzie, nie pozwoli na to żeby Kol poszedł z nami.
- Braciszku, wszystko w porządku?- zapytał Kol.- Znam Cie i wiem, że ty jako jedyny z nas nienawidzisz walki i uważasz, że wszystko można załatwić dyplomatyczną rozmową, ale chyba już najwyższa pora, żebyś przestał pokładać nadzieje w zwykłych słowach- powiedział.- Wiem, że cały czas myślisz o Katherine. Powiem Ci jedno, ta dziewczyna jest najtwardsza jaką znam, więc nie masz się o co martwić, ona zawsze spada na cztery łapy. Chodź pójdziemy do Bonnie, Caroline i małego Leo, a skoro już o nim mowa jest świetny, ale nawet nie wyobrażasz sobie mojego zdziwienia, kiedy dowiedziałem się, że Klaus został tatusiem- uśmiechnął się co spowodowało, że i ja się uśmiechnąłem.

Caroline:

- Martwię się o Elijah'ę- powiedziałam do Klausa, który był właśnie zajęty zabawą z Leonem.- Prawie w ogóle się nie odzywa. Przyszli tutaj dzisiaj z Kolem, a on nawet nie wziął bratanka na ręce. Klaus- podjęłam po chwili.- Myślisz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem? Nie chce roztaczać czarnych myśli, ale naprawdę bardzo się o was boję, mój strach pogłębia fakt, że nie mogę pójść z wami, a może zostawię Leo z Sophie i do was dołączę?- musiałam spróbować jeszcze raz.
- Nie ma takiej możliwości- odpowiedział stanowczo.- Chce żeby ten mały dżentelmen miał matkę, gdyby...- przerwał.
- Gdyby?- powtórzyłam z naciskiem.- Gdyby, coś poszło nie tak, to chciałeś powiedzieć, prawda Klaus?- zapytałam.- Czyli mimo wszystkich twoich zapewnień, coś może pójść nie po naszej myśli.
- Caroline, nie zachowuj się jak głupia gęś- odpowiedział.- W końcu to oczywiste, idziemy na spotkanie z wrogiem, a nie angielską herbatkę- widząc moją poważną minę dodał.- Znasz mnie i wiesz doskonale, że nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny, poza tym robię to dla Ciebie i małego, żeby mógł dorastać w bezpiecznym świecie- pocałował mnie.- Idę się przygotować, za kilka godzin spotkanie z Aronem- wyszedł.

Elena:

- Cieszę się, że chociaż ty będziesz bezpieczna- powiedziałam, żegnając się z Caroline.
- Nawet mi nie mów- odpowiedziała.- Umrę tutaj z nerwów, zanim wrócicie, ale Klaus się nie ugiął, mimo że próbowałam już chyba wszystkich możliwych metod- wyglądała na naprawdę wkurzoną.
- To straszne, że to powiem, ale w tej kwestii w pełni się z nim zgadzam- odpowiedziałam.
- Tylko obiecaj, że będziecie ostrożni- poprosiła.- Wrócicie cali do domu i jeszcze przyprowadźcie Katherine, wiem, że się nie znosimy, ale tak naprawdę to o nią tutaj chodzi, więc liczę, że za chwilę będzie po wszystkim- powiedziała.
- Jeszcze zdążysz się nią znudzić- odpowiedziałam.- Teraz wybacz, ale chyba trzeba się spieszyć- uściskałam ją jeszcze raz i wyszłam z pozostałymi.
Już po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, jednak panowała głucha cisza.
- Powinniśmy pójść pod grobowiec Gemini- powiedział Elijah.- W końcu w liście było wskazane tamto miejsce.
- To na mnie czekacie- wszyscy odwróciliśmy się jak na komendę.- Przepraszam za spóźnienie- przed nami stał ciemnowłosy mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach.- Jednak zdecydowanie jezt tutaj zbyt duży tłok, w końcu to sprawy rodzinne- powiedział.- Podziękujemy więc panną Gilbert, Bennett, Gemini, Clarie oraz panom Salvatore i Marcelowi Gerardowi, ponieważ mogę się założyć, że gdzieś się tutaj ukrywa wraz z zastępem wampirów.
- Nawet nie myśl sobie, że zostawimy ich bez ochrony- powiedział Damon, zaraz po tych słowach zaczął tarzać się po ziemi z bólu.
- Nadal uważacie, że chcecie zostać?- zapytał Aron, uwalniając Damona z pod władzy zaklęcia, podbiegłam do niego i razem ze Stefanem podnieśliśmy go z ziemi, nie pozostało nam nic innego jak odejść.- A nie zapominajcie zabrać ze sobą panny Katherine Pierce- zawołał za nami.
Razem z Bonnie zaczęłyśmy szukać Katherine po całym cmentarzu. Odnalazłyśmy ją w jednym ze starych sarkofagów. Udało nam się wreszcie ją ocucić.
- On ich wszystkich pozabija- powiedziała tylko i ponownie straciła przytomność.

Elijah:

Kiedy zostaliśmy sami z Aronem atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Nikt nawet się nie odezwał.
- Może zacznijmy od tego- powiedział Aron, a miedzy nami pojawiły się kręgi ognia.
- Kim do diabła jesteś?- zapytał Klaus, który już zaczynał się denerwować.- Czego właściwie chcesz od naszej rodziny?- zadał kolejne pytanie.
- Od waszej rodziny- powtórzył.- Tak się składa, że ja doskonale znam waszą rodzinę- byłem
zdziwiony, ponieważ z tego co pamiętam, nigdy go nie spotkałem.- Otóż wasza rodzina jest również moją- nie mogłem uwierzyć własnym uszom.- Jestem Aron, syn Mikaela i Esther, podkreślam pierworodny syn, ten który podobno zginął jeszcze w Europie.
- Ale jak?- zapytałem.- Jak to możliwe, skoro pamiętam rozpacz rodziców po twojej śmierci.
- Kochany synek Elijah- zakpił.- Rodzice nie chcieli mieć w rodzinie kolejnego czarownika, więc oddali mnie na wychowanie ciotce Dahli. Jednak tak się składa, że ona wychowała mnie na naprawdę potężnego czarownika, a po tym jak dowiedziałem się, że matka i ojciec zamienili was w wampiry, sam postanowiłem wszystkich odnaleźć i zamienić się w nieśmiertelnego. I właśnie w tym miejscu pojawia się twoja postać Niklaus- zwrócił się do Klausa.- Wielka Pierwotna Hybryda, pół wampir, pół wilkołak. Wtedy dopiero zacząłem się zastanawiać. W końcu mnie rodzice oddali, przez moje magiczne zdolności, a Ciebie matka zrobiła sobie z wilkołakiem i jeszcze zamieniła w wampira, jednocześnie tworząc jedną z najsilniejszych istot na ziemi...
- Wtedy postanowiłeś stworzyć, kogoś silniejszego ode mnie- dokończył za niego Klaus.
- Patrzcie, patrzcie nie jesteś takim ignorantem za jakiego Cie miałem- powiedział.- Jednak powiem Ci, że wcale nie jesteś taki silny za jakiego uchodzisz, ponieważ znam twoją słabość. Pozwoliłeś, żeby piękna blond włosa Caroline i mały synek Leon zostali sami w domu.
- Nie waż się ich tknąć!- - krzyknął Klaus, próbując się wydostać z ognistego kręgu.- Jeżeli coś się im stanie, jeżeli choćby włos spadnie im z głów, przysięgam , że Cie dorwę i będziesz umierał w niewyobrażalnych męczarniach!
- Oj Niklaus, powinieneś być o wiele milszy- upomniał go.- Teraz od twojego zachowania zależy ich życie, ponieważ właśnie w tej chwili do pięknej Caroline wybierają się moi ludzie- uśmiechnął się cynicznie.

W tym samym czasie:

Caroline:

- Synku, przynajmniej ty nie stwarzasz mi jeszcze problemów- uśmiechnęłam się, głaskając śpiącego Leo po policzku. Ktoś nagle zadzwonił do drzwi.- Czy oni nie wiedzą do czego służą telefony?- zapytałam sama siebie, idąc otworzyć.
Jednak na progu nie było naszej grupy, tylko czwórka nieznanych mi mężczyzn.
- Przepraszam, kim panowie są?- zapytałam, jednocześnie czując narastający niepokój.
- Teraz to nieważne- odpowiedział jeden z nich.-Źle sformułowałaś pytanie, moja piękna Caroline, powinnaś zapytać, co zamierzamy z Tobą zrobić- jego twarz zaczęła się zmieniać, wiedziałam, że to wilki i myślałam już tylko o małym śpiącym na górze, musiałam ochronić go za wszelką cenę.
- Czego chcecie? Wszyscy poszli na spotkanie z waszym mistrzem- powiedziałam.
- Właśnie o to nam chodzi- odpowiedział.- My przyszliśmy się z Tobą zabawić- dodał i zaczął się do mnie zbliżać.
Nawet się nie zorientowałam kiedy doskoczyła do mnie pozostała trójka. Przez chwile szamotaliśmy się i kiedy wydawało mi się, że to już mój koniec, ktoś ściągnął ze mnie cielska tych facetów. Usłyszałam nagły krzyk Eleny i Bonnie, a później nieznany mi męski głos.
- Dość tego!- krzyknął obcy mi mężczyzna.- Macie natychmiast ją zostawić!- cała czwórka zatrzymała się jak na komendę.
- Jackson, dziki- powiedział Damon.- A ty Caroline, dziękuj Bogu za trzeźwość Katherine. Masz- ugryzł swój nadgarstek.- Mam w sobie krew Klausa, pomoże na ugryzienie wilkołaka- dopiero teraz zorientowałam się i poczułam ogarniająca mnie słabość, napiłam się krwi.
- My z nią zostaniemy, a ty wracaj do Katherine i pozostałych- powiedziała Elena.- Tylko Damon, proszę uważaj na siebie- pocałowali się i Damon wyszedł bez słowa.

Elijah:

- Skończmy wreszcie ten cyrk- powiedział Kol.- Jesteś popieprzonym sukinsynem, więc rób to co zaplanowałeś sobie w tej twojej chorej głowie, bo robisz się za bardzo łzawy.
- Och Kol, bardzo mnie rozczarowujesz- powiedział.- Tak szybko zamierzasz umrzeć i to jeszcze bez żadnej walki, a ja liczyłem na jakąś zabawę, ale skoro tak- nagle poczułem rozdzierający czaszkę ból.- Pomyślmy kto ma zginąć pierwszy, ktoś na ochotnika? Nie więc pomyślmy, Elijah jako ten najstarszy da najlepszy przykład- podszedł do mnie i nie wiadomo skąd zadał mi pierwszy cios.- Zawsze mnie uczono, że nogi powinno się atakować na początek.
- Zostaw go ty sukinsynu!- usłyszałem jeszcze krzyk Klausa, a później było tylko więcej ciosów i ciemność.

- Wstajemy- poczułem silne szarpnięcie i otworzyłem oczy. Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu minęło, ale zauważyłem, że całe moje rodzeństwo zostało zmasakrowane, a do tego Rebekah była nieprzytomna.- Najwyższa pora pożegnać się z tym światem- najpierw zadał mi serię kolejnych uderzeń, a kiedy chciał zadać ostatnie prosto w serce, kołkiem z Białego Dębu, usłyszałem krzyk i poczułem, że ktoś mnie osłania.
- Nie!- to była Katherine, zobaczyłem jak osuwa się z moich ramion na ziemie, a później sprawy potoczyły się bardzo szybko, do akcji wkroczyli Gia, Damon i Stefan przytrzymali Arona, a Marcel zadał mu śmiertelny cios kołkiem. Jednak to wszystko było jakby poza mną, dla mnie liczyła się tylko ona, Katherine, która na moich oczach traciła siły, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Kochany Elijah- wybełkotała.- Mój kochany, proszę nie zapomnij o mnie.
- Nie Katerino, nie zobaczysz wszystko się ułoży, pamiętasz obiecałaś, że będziemy razem szczęśliwi- powiedziałem.
- Kocham Cie, pamiętaj- powiedziała, a na jej ciele, zaczęły pojawiać się sine żyły. Katherine umarła, ratując moje życie, zapłakałem jak małe dziecko.

Kilka godzin później:

Klaus:

- Kto by pomyślał, że ten A to nasz brat- powiedziałem, kiedy po tym wszystkim siedzieliśmy w naszym salonie.- Tak poza tym ktoś wie gdzie jest teraz Elijah?- zapytałem.- Zniknął mi z oczu w tym całym zamieszaniu.
- Próbowałem z nim porozmawiać- odezwał się Kol.- Ale powiedział, że nie ma teraz siły i chce zostać sam- dodał.- Martwię co teraz z nim będzie.
- Niedługo się pozbiera- powiedziałem, chociaż sam jeszcze byłem w szoku.
- Nie wyobrażam sobie, co on teraz musi czuć- powiedziała Rebekah.- Katherine, umarła ratując mu życie, tego nie potrafię sobie uświadomić.
- Co teraz zamierzacie zrobić?- zapytał Finn.- Zostajecie w Nowym Orleanie?
- Nie chce już tutaj żyć- powiedziała Caroline.- Razem z Klausem i naszym synem zamieszkamy gdzieś indziej. To miasto niesie ze sobą zbyt wiele złych wspomnień.
- Najprawdopodobniej przeprowadzimy się do Chicago- powiedziałem.- To bardzo ładne miasto, poza tym daje dużo wspaniałych perspektyw dla rozwoju Leona. A co zamierzacie wy?- zapytałem.
- Razem ze Stefanem chcemy wyjechać do Europy- powiedziała Rebekah.- Damy sobie szanse na odrobinę spokoju.
- My z Bonnie, zamierzamy na jakiś czas osiedlić się w Los Angeles- odpowiedział Kol.- Ona zacznie tam studia od przyszłego semestru, a ja chyba do niej dołączę.
- Elena i ja, zrobimy sobie małą podróż po świecie- powiedział Damon.- Później zdecydujemy co będzie dalej. A co z Elijah'ą, chyba nie powinien teraz zostać sam?
- I nie zostanie- powiedziałem.- Kiedy tylko poczuje się lepiej, zaproponuje żeby dołączył do mnie i Caroline w Chicago. Może przy małym będzie się czuł bardziej potrzebny- dodałem.
- A kto zajmie się pogrzebem Katherine?- zapytała Elena.- Nie można przecież zostawić tego na głowie biednego Elijah'y.
- Ja się tym wszystkim zajmę- powiedział Kol.- Znam kogoś, to to szybko załatwi.
- Dobrze, teraz wszyscy powinni odpocząć- powiedziałem.- Wszystkim zajmiemy się jutro- każdy zaczął się podnosić, a ja nadal siedząc w salonie zastanawiałem się, jak nasi rodzice mogli doprowadzić do tego wszystkiego.
- Klaus, chodź ty również powinieneś się już położyć- powiedziała Caroline, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Idź za chwile do Ciebie dołączę- odpowiedziałem.- Potrzebuje dużej szklanki Brendy- musiałem się znieczulić.
______________________________________________
No i można powiedzieć, że opowiadanie się skończyło, chociaż nie, jeszcze rozdział pożegnalny, który ukarze się w środę. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. A na zdania końcowe i moją mowę przyjdzie jeszcze czas...

piątek, 29 maja 2015

Rozdział 20

Elena:

- Yhym- słyszałam chrząknięcie.- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba powinniście usłyszeć co Gia ma nam do powiedzenia- dodał zmieszany Stefan.
- Ty to masz wspaniałe wyczucie czasu- prychnął Damon.- Jednak miejmy nadzieję, że to coś ważnego- wziął mnie za rękę i ponownie weszliśmy do rezydencji Mikaelsonów.
- Gia, co się stało?- zapytałam zaciekawiona.
- Znam tego mężczyznę z czarownik spojrzeliśmy na nią pytająco.- Kilkanaście lat temu szabat Gemini, wygnał że swojego kręgu kilku czarowników. Jednym z nich był Aron, facet, który stanowił wielkie zagrożenie dla całej naszej społeczności, szczególnie biorąc pod uwagę jego niezwykłe zdolności- wszyscy słuchaliśmy w skupieniu.- Jest heretykiem, wampirem ze zdolnościami czarownika.
- Przecież to niemożliwe- powiedział Klaus.- Wampiry nie mogą być czarownikami, to jakieś brednie.
- Żadne brednie, to potwierdzone historycznymi dowodami- odpowiedziała.- W naszej historii zdarzyło się kilka takich przypadków.
- Jednak powiedz mi jedno, jak to możliwe, że facet mnie zna, skoro z tego co pamiętam nawet go nie spotkałem- powiedział Klaus.- Szczerze mówią, nigdy nawet nie słyszałem o czymś takim jak heretycy- dodał z powątpiewaniem.
- Wiedziałam, że mi nie uwierzycie- powiedziała.- Dlatego przyniosłam to-  położyła na stole wielką księgę.- W niej moja rodzina zapisała wszystkie wskazówki odnośnie heretyków. Pierwsza wzmianka pojawiła się w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym roku. Niejaki Hector Olivares, chciał za wszelką cenę uwieść przywódczynie szabatu, jednak nic z tego nie wyszło, ponieważ ojciec dziewczyny o wszystkim się dowiedział i wygnał go z naszego stowarzyszenia.
- Dlatego, nie powiedziałaś nam o tym wcześniej?- zapytał Elijah.- To jedno z najważniejszych odkryć od zniknięcia Kola.
- Nie przypuszczałam, że to może być istotne- odpowiedziała.- W końcu, Klaus sam powiedział, że nigdy w życiu nie spotkał Arona.
- W takim razie powiedzcie co teraz zrobimy?- zapytałam.- Chyba nie zamierzamy tak bezczynnie siedzieć i czekać całego tygodnia?- zapadła kompletna cisza.
- Patrzcie, patrzcie, Elena Gilbert zaczęła się interesować ważnymi sprawami, nie tylko sobą- zakpił ze mnie Klaus.
- Wyluzuj stary- stanął w mojej obronie Damon.- To nie jest wina Eleny, że jakiś dupek chce Cie dopaść.
- Uspokójcie się- wszedł im w słowo Elijah, widząc że szykuje się awantura. Nagle ktoś zaczął walić do drzwi, a on wyszedł, żeby otworzyć.

Elijah:

Sytuacja powoli jednocześnie wyjaśniała się i komplikowała. W końcu wiedzieliśmy kto porwał Kola, ale nikt nie wiedział dlaczego niejaki Aron chce dopaść Klausa. Brak porozumienia w grupie również niczego nie ułatwiał. Widać było, że między Eleną, a Damonem ponownie pojawiło się uczucie, szczególnie po jego reakcji na atak Klausa, względem dziewczyny. Jednak cała sytuacja została przerwana nagłym pukaniem do drzwi, wyszedłem do przedpokoju, żeby otworzyć. Kiedy to zrobiłem w moje ramiona wpadł nie kto inny, a Kol.
- Braciszku, pomóż mi- powiedział tylko i stracił przytomność.
- Chodźcie tutaj szybko!- zawołałem, pierwszą osobą przy mnie była Bonnie.- On potrzebuje natychmiastowej pomocy, dajcie mi krew.
Klaus, pomógł mi przenieść Kola na kanapę. Wyglądał okropnie , ale żył. Żył, a to było najważniejsze. Objąłem płaczącą Bonnie ramieniem.
- Nie martw się, Kol żyje teraz wszystko będzie już tylko lepiej- powiedziałem do niej.
- Cały czas na to czekałam i wierzyłam- powiedziała.- Powiedz jeszcze raz, że wszystko było dobrze, muszę się upewnić.
- Będziecie mieli razem bardzo wspaniałe życie- powiedziałem.- Wszystko się ułoży, zobaczysz- uśmiechnęła się przez łzy.
- Ty i Elena, chyba nic z tego nie będzie- powiedziała.- Jest mi przykro, że Katherine, również okazała się kłamczuchą.
- Kathe...Katherine- wymamrotał Kol.- Kath...ona mi pomogła- wszyscy byliśmy w szoku.
- Kol, czy ty wiesz co mówisz?- zapytałem, zszokowany.- Katherine, współpracuje z twoim porywaczem- powiedziałem.
- Elijah, ja wiem co mówię- rzeczywiście wyglądał na całkowicie przytomnego.- Katherine, zaczęła mi pomagać, jakieś trzy tygodnie temu, kiedy tylko się pojawiła- zgadzało się to z tym, jak wysłaliśmy ją jako przynętę.
- To dla niej takie typowe- powiedział Klaus.- Zwyczajnie gra na dwa fronty, żeby w razie porażki ktoś ją uratował.
- Mylisz się- powiedział Kol, bardzo stanowczo biorąc pod uwagę jego stan.- Elijah, ona kazała powiedzieć, że Cie kocha i musiała tak postąpić dla waszego dobra.
- Musimy ją odnaleźć- powiedziałem.- I to jak najszybciej, zanim ten cały Aron, zorientuje się, że Katherine miała coś wspólnego ze zniknięciem Kola.
- Nie wierzę, dajesz się jej omotać wokół palca, nawet jak nas zdradza i wystawia na porażkę jakiemuś Heretykowi, z którym nawet nie wiemy jak walczyć- powiedział Klaus.- Spojrzałem na niego poważnie.- Dobrze, dobrze mamy jeszcze siedem dni na skonstruowanie konkretnego planu.
- Zabierajmy się do roboty, zanim będzie za późno- powiedziałem, zostawiając wszystkich samym sobie.

Jakiś czas później:

- Potrzebujesz rozmowy?- usłyszałem za plecami.- Wiem, że między nami jest teraz mnóstwo niewyjaśnionych spraw- powiedziała Elena.- Jednak jeżeli czegoś potrzebujesz, wystarczy, że powiesz.
- Dziękuje Ci- powiedziałem, zapadła pełna napięcia cisza.- Widzę, że jesteś szczęśliwa z Damonem- dodałem dla rozładowania atmosfery.- Cieszę się z twojego szczęścia.
- Owszem zaczynamy teraz wszystko od nowa- powiedziała zakłopotana.- Jednak, ja nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o moim związku, tylko o twoich problemach, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Eleno, to jest bardzo niezręczne- powiedziałem.- Dobrze, widząc twoją minę nie potrafię odmówić- uśmiechnęła się i ja również.- Słyszałaś co mówiła Gia, a później Kol. Rozumiesz, że ja zdążyłem się już oswoić z myślą, że Katherine wszystkich okłamała i tak naprawdę wszystko ukartowała, a nagle wraca Kol i mówi, że go uratowała oraz naraża siebie, żebyśmy mieli więcej czasu na przygotowanie planu. Jestem teraz bardzo oszołomiony.
- To w pełni zrozumiałe- powiedziała.- W końcu, nie co dzień ktoś dowiaduje się najpierw o zdradzie ukochanej, nawet jeżeli tylko rzekomej, a później, że to było częścią większego planu- dodała.- Jednak nie martw się, kiedy to wszystko dobiegnie końca, będziecie razem szczęśliwi, zobaczysz. Chce żebyś wiedział, że nie mam do Ciebie żalu o miłość do Katherine- powiedziała z uśmiechem.- Teraz kiedy zaczęłam ponownie spotykać się z Damonem, w pełni to zrozumiałam. Dlatego zastanawiałam się co można dla was zrobić, teraz już mam pomysł- spojrzałem na nią zaciekawiony.- Pomyślałam, że to ja wejdę w miejsce Katherine. Poczekaj- dodała, widząc, że już otwieram usta, żeby się sprzeciwić.- W końcu wy nadstawiacie karku cały czas, najwyższa pora się odwdzięczyć.
- Uważam, że to najgłupszy pomysł, na jaki mogłaś wpaść- powiedziałem poważnie.- Eleno, przecież to i tak nie wpłynie na sytuacje. Co z tego, że Katherine, będzie bezpieczna, skoro Ciebie będzie trzeba ratować?- zapytałem retorycznie.- Znajdziemy inny sposób, poza tym za tydzień mamy się spotkać z ty Aronem, zapewniam Cie, że uda nam się pokonać tego faceta. W końcu, kiedy Kol dojdzie do siebie, będzie nas piątka, cztery Pierwotne wampiry i Hybryda.
- Wy zamierzacie pójść tam sami?- zapytała, widać było, że jest zszokowana.
- A co myślałaś?- odpowiedziałem pytaniem.- Oczywiste jest, że nie możemy narażać innych, w końcu ta sprawa was nie dotyczy.
- Wy chyba zwariowaliście!- aż gotowała się ze złości.- Nie myślcie sobie, że pozwolimy wam tam pójść, jak wilkowi na pożarcie. Założę się, że Bonnie i Gia będą chciały wziąć w tym udział, a jeżeli one pójdą, ja nie zamierzam siedzieć tutaj i czekać na wiadomość o waszej grupowej śmierci.
- Eleno, to nie jest zabawa- powiedziałem.- Możliwe, że będziemy musieli tam walczyć, a nawet nie wiemy, nie znamy potęgi Arona.
- Postanowiliście, więc że piątka władczych Mikaelsonów, sama sobie ze wszystkim poradzi- powiedziała.- To u was takie typowe, a myślałam, że tylko Klaus ma przerośnięte ego- znów zaczynała się denerwować.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam- powiedziała Caroline.- To leżało przed domem, Elijah jest zaadresowane do Ciebie. Pomyślałam, że to może być ważne.
- Myślę, że powinieneś to przeczytać w samotności- powiedziała Elena i zabrała Caroline ze sobą.
Rozerwałem kopertę i wyjąłem z niej list, a właściwie bardzo krótki liścik.

Kochany Elijah,

Wierzę, że Kol przekazał Ci moją wiadomość.
Ja również tam będę.Wszystko rozegra się przy
grobowcu czarownic Gemini, bądźcie ostrożni.
On niczego się nie domyśla, jest bardzo potężny.
Potrzebujecie wszystkich możliwych sił.

Kocham Cie twoja Katherine

Wiedziałem, że będzie bardzo ciężko, ale miałem o co walczyć.

__________________________________________________________
Kochani jeszcze tylko dwa rozdziały, a właściwie jeden plus zakończenie. Jak obstawiacie, co się wydarzy? Dzielcie się przemyśleniami i piszcie jak się podoba rozdział.

ZDAŁAM W PONIEDZIAŁEK SESJE MAM JUŻ WAKACJE:)

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 19

Elena:

- Stefan, możesz mi powiedzieć co się teraz dzieje?- zapytałam.- Do Caroline, nie mogę się dodzwonić, a wiesz jak teraz wyglądają moje stosunki z Elijah'ą o Klausie już nie wspominając- powiedziałam.
- Tylko się nie wściekaj- odpowiedział.- Ale Klaus, wciągnął do planu Katherine- przypuszczałam, że tak będzie.- Dzisiaj jest impreza, na której ją wprowadzimy. Wszyscy po cichu wierzymy, że to sprowokuje tego całego A do jakiegoś ruchu.
- Dlaczego to Katherine, jest przynętą?- zapytałam.- Wszyscy mówią, że jej stan jest nadal kiepski. Nie uważacie, że to dość ryzykowne? W końcu facet jest bardzo spostrzegawczy, czy to nie jest naiwne, żeby wierzyć, że tego nie przewidział?
- Wszystko to tylko płonne nadzieje, ale przecież nie możemy siedzieć i czekać, aż Kol sam wróci- odpowiedział.- Przecież facet musi w końcu popełnić jakiś błąd, nikt nie jest nieomylny, spójrz tylko na Klausa- dodał.- Eleno, przepraszam za niedyskrecje, ale odchodząc od obecnej sytuacji, jak wygląda sprawa między Tobą, a Elijah'ą?- zapytał.- W końcu wyglądaliście na szczęśliwych, a teraz nawet nie rozmawiacie, czy to ma coś wspólnego z Katherine?
- Stefan, jesteśmy przyjaciółmi, ale nie chcę po raz kolejny o tym rozmawiać- powiedziałam.- Powiem tyle, to już koniec, nic z tego nie będzie.
- Eleno, nie wiem co teraz powinienem powiedzieć- odparł.- Jednak pytam, ponieważ zauważyłem, że ostatnio ponownie zbliżyliście się z Damonem.
- Rzeczywiście w ostatnim czasie bardzo mnie wspierał, ale czy Ci to przeszkadza?- zapytałam.
- Nie chodzi o to, że mi to przeszkadza- powiedział.- Tylko zrozum, nie chce, żeby Damon robił sobie jakieś złudne nadzieje. Sama rozumiesz, dopiero co udało nam się go przywrócić i teraz nie mam siły robić tego jeszcze raz- doskonale to wiedziałam.
- Nie masz się o co martwić- odparłam.- Nie mam zamiaru ponownie ranić twojego brata. Teraz wybacz, ale wiesz może gdzie jest Bonnie? Przez swoje ostatnie zachowanie okropnie ją zaniedbałam, a ona teraz potrzebuje dużego wsparcia.
- Z tego co wiem, jest u Caroline- odpowiedział.- Poszła zobaczyć chłopca. Nie martw się Elijah'y nie ma teraz w domu- dodał, widząc moją przerażoną minę.
- W takim razie, pójdę do Mikaelsonów- odpowiedziałam.- Ja również jeszcze nie widziałam małego. Jesteśmy w kontakcie- dodałam, wychodząc.

Kilka minut później:

- Dzień dobry- zawołałam, otwierając drzwi.- Jest ktoś w domu?- zapytałam, kiedy nikt się nie odpowiedział.- Tutaj Elena, Caroline, Bonnie, jesteście?
- Eleno, na górze- usłyszałam głos Bonnie. Weszłam po schodach do pokoju dziecinnego. Dziewczyny bawiły się, z jak na moje oko bardzo małym dzieckiem.
- Czy ten mały dżentelmen nie jest jeszcze za młody, żeby machać mu przed oczami jakąś grzechotką?- zapytałam z uśmiechem.\
- Spójrz tylko, jaki jest szczęśliwy- powiedziała Bonnie.- W końcu taki malutki to on już nie jest.
- Nie?- zapytałam ze zdziwieniem.- Wygląda jakby za chwile miał się połamać. Caroline, nie boisz się, że coś mu się stanie?- zapytałam.
- Eleno, Leo ma już kilka tygodni i jest bardzo, ale to bardzo absorbującym mężczyzną- odpowiedziała, jednocześnie głaskając chłopca po policzkach.
- Mogę go wziąć na ręce?- zapytałam.- Jest naprawdę piękny- powiedziałam, kiedy Caroline pokiwała głową  na zgodę i podała mi Lea.
- Eleno, czy coś się stało?- zapytała Bonnie.- Bardzo rzadko nas ostatnio odwiedzasz, więc jestem ciekawa, czy coś się u Ciebie zmieniło.
- Nie tylko chciałam...ja...- zaczęłam się jąkać.- Dziewczyny wiem, że w ostatnio zachowywałam się jak rozwydrzona gówniara i nie interesowałam się w ogóle waszymi sprawami, ale chce to teraz naprawić i przepraszam- powiedziałam.
- Eleno, rzeczywiście ostatnio byłaś wielkim samolubem- powiedziała Caroline.- Jednak jesteś naszą przyjaciółką i kochamy Cie, więc myślę, że uzyskałaś przebaczenie- dodała z uśmiechem.
- Ja również was kocham dziewczyny- przytuliłam je obie.- Zacznijmy, więc od tego co się aktualnie dzieje. Słyszałam, że coś się ruszyło w sprawie Kola. Na czym stanęło? Wiecie już gdzie on jest?- zapytałam.
- Właściwie nie wiemy nic, to była tylko zmyłka tego A- powiedziała Bonnie.- Z tego co wiem, wszyscy oglądali już nagranie, które zostawił, jednak nikt nie chce mi nic powiedzieć- dodała, spojrzałam na Caroline, nieznacznie pokiwałam głową, żebym już nie drążyła dalej tematu.
- Caroline, co wy z Klausem zamierzacie zrobić z małym?- taktownie przeszłam do kolejnej kwestii.- Chcecie go zatrzymać? Czy ty i on, no wiesz, jesteście razem?- zapytałam.
- To skomplikowane- odpowiedziała zmieszana.- Jeszcze nie wiem na czym dokładnie stoimy. Wiesz, niby wychowujemy razem Lea, ale przez to całe zamieszanie, nie miałam jeszcze okazji z nim o tym wszystkim porozmawiać wprost, jednak ustaliliśmy, że chłopiec zostaje z nami.
- Wiecie co dziewczyny- wtrąciła Bonnie.- Ja wezmę małego do ogrodu, potrzebuje chwili na świeżym powietrzu- wzięła Lea i wyszła, odczekałam, aż zamknie za sobą drzwi wejściowe.
- Caroline, widziałaś to nagranie?- zapytałam.- Wiesz, co na nim jest? Po twojej minie wnioskuje, że nie jest dobrze.
- Eleno, Kol najprawdopodobniej jest już teraz martwy- odpowiedziała.- Powiem Ci, że takich tortur jeszcze w swoim życiu nie widziałam, to straszne, ale nie potrafię tego powiedzieć Bonnie.
- Nie powinna wiedzieć, przynajmniej do czasu, aż wszystko się wyjaśni- powiedziałam, chociaż po tym co mówiła, a zwłaszcza w jaki sposób to mówiła, wiedziałam, że jest naprawdę źle. Co w tej sytuacji robią pozostali?
- Wszystko co tylko jest możliwe- powiedziała.- Jednak teraz, jedyną naszą nadzieją jest Katherine, ale jeszcze nic się nie dzieje, poza tym Eleno, mówiąc szczerze nie mam zaufania do tej kobiety, w końcu ile razy udowodniła, że jest podłą manipulantką, dbającą o własny interes?- zapytała retorycznie.
- Rzeczywiście myślisz, że ona nie wie kim jest ten A?- zapytałam.- Wiem, wiem pewnie teraz myślisz, że przemawia przeze mnie zazdrość, ale to nie to, ja boję się tylko, że ona nas zdradzi, a wróg zmiecie nas z powierzchni ziemi. Boję się, że nasza walka pójdzie na marne i skończymy jako zwęglone zwłoki.
- Wiem o czym mówisz- odpowiedziała.- Odkąd jest z nami Leo, cały czas zastanawiam się czy uda nam się to przetrwać. Czy Klausowi uda się to przeżyć, żeby mógł mieć kiedyś prawdziwy dom, mógł być dobrym ojcem, tak różnym od Mikaela, żeby miał chociaż na to szansę.
- Caroline, nie musisz udawać takiej silnej- odpowiedziałam.- Kiedy w moim życiu pojawiły się wampiry, myślałam, że gorzej już być nie może, ale teraz wiem, że jednak może. Mam nadzieję, że za kilka lat, będziemy to wspominać jako jeden z gorszych koszmarów.
- Eleno, czy to jest tylko jeden z koszmarów?- zapytała.- To ty zawsze mówisz, jaki to wampiryzm jest straszny, ja owszem uważam, że zmienił mnie na lepsze, jednak czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie, gdybym nadal była człowiekiem. Czy miałabym rodzinę, męża może dzieci. Ja również momentami jestem słaba, a szczególnie teraz kiedy zostałam odsunięta od wszystkich ważnych spraw.
- I wreszcie widzę prawdziwą Elenę Gilbert i Caroline Forbes- powiedziała Bonnie, wchodząc do pokoju.- Wiecznie kontrolujące wszystko dziewczyny- uśmiechnęła się, a my ją przytuliłyśmy.

Elijah:

- Nie sądzisz, że Katherine mogła nas zrobić w balona?- zapytał Klaus, kiedy po dwóch tygodniach nic się nie wydarzyło.- Może rzeczywiście zbyt szybko zaufaliśmy jej dobroci i nagłemu nawróceniu.
Nie wygaduj takich głupot- powiedziałem, chociaż sam zaczynałem zastanawiać się czy Katherine wszystkich nie oszukała. Moje wątpliwości pogłębiał fakt, że od dwóch dni wszystkie informacje otrzymywaliśmy od Marcela, a nie jak do tej pory bezpośrednio od niej. Bardzo mnie to niepokoiło, ale nie chciałem nikomu o tym mówić.- Katherine, na pewno się odezwie, przecież wie, że cały czas ma za sobą ogon.
- Może i masz rację- odpowiedział.- Ja jednak wolę dmuchać na zimne i mam plan B, o którym rozmawialiśmy- spojrzałem na niego pytająco.- Mianowicie, mamy w zanadrzu Devinę.
- Mówisz o tej młodej czarownicy ze żniw?- zapytałem.- O tej, która kontroluje całą magię we Francuskiej Dzielnicy?- pokiwał głową.- Marcel, zgadza się na to,żeby ją wykorzystać?
- Umówiliśmy się, że w razie potrzeby nam pomoże- odpowiedział.- Jednak nie to jest najważniejsze, Devina wyczuje kiedy facet będzie coś kombinował, oczywiście jeżeli to będzie coś z magią.
- Powiedz mi w takim razie, dlaczego nie skorzystamy z jej pomocy już teraz?- zapytałem.
- Braciszku, jaki ty jesteś niedomyślny- prychnął.- Jak to dlaczego, ta cała sprawa, pomoże nam ocenić intencje Katherine- powiedział.
- No tak, mogłem się tego domyślić- odpowiedziałem.- Poczekaj chwilę- odebrałem telefon.- Słuchaj Klaus, do rezydencji dotarła jakaś kolejna płyta z nagraniem, podobno dotyczy Katherine.
- W takim razie, chodźmy tam jak najszybciej- odpowiedział. Dotarliśmy do naszego domu w przeciągu mniej niż kwadransa. Wszyscy już tam byli.
- Powiecie nam w końcu o co chodzi?- zapytałem, kiedy nikt nie kwapił się żeby nam to wyjaśnić.
- Elijah, słuchaj to co zobaczysz może zaboleć- powiedziała Caroline.- Ty Klaus, przyjrzyj się temu bardzo uważnie, a zanim to włączę, przeczytajcie to- podała nam kolejny list.

Widzimy się za tydzień, o północy na cmentarzu.
Taka moja mała rada, lepiej dobierajcie sojuszników.
Wasz A.

- Co to wszystko znaczy?- zapytałem, ale Caroline bez słowa włączyła odtwarzacz.

- Mówię Ci, oni są tacy naiwni, że uwierzyliby, że zamieniłam się w królika- na nagraniu była Katherine.
- Dobra robota, naiwniacy nikt nie znika z dnia na dzień, a później nie wraca z amnezją- powiedział, całkowicie nieznany mi facet.- Co prawda, zadziałało to względem tego idioty Salvatore, ale byłem pewny, że ty się zgrywasz, w końcu jesteś Katherine Pierce, a to zobowiązuje- dodał.- Za tydzień, o północy, pamiętajcie- nagranie się urwało

- Elijah, bardzo mi...- zaczął Klaus.
- Dość- przerwałem mu.- Chce być teraz sam- nie czekając na ich reakcje wyszedłem. Czułem jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Miałem wszystkiego po dziurki w nosie.

Elena:

- Pewnie się cieszysz- usłyszałam za sobą głos Damona, odwróciłam się.- Tym, że Katherine okazała się zdrajczynią. Elijah, teraz cierpi, ale może kiedy dojdzie do siebie, będziecie mieli szanse na bycie razem.
- Tysiąc razy mówiłam Ci, że to nie jest możliwe- powiedziałam, przysiadając się do niego.- Dla twojej wiadomości, wcale się nie cieszę, że Katherine jest zdrajczynią, nie chce żeby Elijah cierpiał, nawet jeżeli jego szczęście, miałoby pochodzić od Katherine- dodałam.- Poza tym, ostatnie wydarzenia uświadomiły mi, że moje szczęście jest gdzieś indziej- spojrzał na mnie pytająco.- Damon, to ty jako jedyna osoba byłeś przy mnie kiedy przechodziłam trudne chwile, co pozwoliło mi zrozumieć, że chciałabym spróbować jeszcze raz. Co ty na to?- zapytałam, kiedy nie odpowiedział.
- Eleno, wiesz, że ja...Ja nadal Cie kocham- odpowiedział po chwili.- Oczywiście, że chce zacząć od nowa- uśmiechnął się.- Damon Salvatore, miło mi- wyciągnął rękę.
- Elena Gilbert, mnie również jest miło pana poznać- pocałowałam go.
________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ja jestem zadowolona. Jeszcze trzy rozdział i będzie koniec, mam wszystko napisane, więc pewnie za dwa tygodnie pojawi się kolejny. KOMENTUJCIE...

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 18

Elijah:

- Masz jakiś konkretny plan?- zapytałem, kiedy Klaus, przedstawił mi aktualną sytuacje. Byłem rozkojarzony ostatnimi wydarzeniami, a do tego wszystkiego dochodził jeszcze ten cały A i brak jakichkolwiek informacji o Kolu.
- Tak się składa, że owszem mam- odpowiedział.- W końcu facet zna już Katherine i zapewne za wszelką cenę nie chce, żeby sobie coś przypomniała- wiedziałem już do czego on zmierza.- Musimy wykorzystać ją jako wabika. W innych okolicznościach wybrałbym Elenę, ale z wiadomych względów- spojrzał na mnie bardzo jednoznacznie.- Jest to niewykonalne.
- W takim razie wybrałeś, Katherine- zauważyłem.- Klaus, czy ty już całkowicie straciłeś rozum?- zapytałem nie mogąc uwierzyć własnym uszom.-Nie możemy przecież narażać jej na niebezpieczeństwo tylko dlatego, że twój wróg chce Cie dorwać. To są twoje problemy, to przez Ciebie porwano Kola, więc sam to załatw bez wysługiwania się innymi- powiedziałem.- Moim zdaniem nawet nie powinieneś czegoś takiego proponować, ale decyzja należy do Katherine- dodałem.- Wiedz jednak, że to mi się wcale nie podoba.
- Dobrze braciszku- powiedział.- Katherine, czuje się już na tyle dobrze, że możemy wypuścić ją z domu. Zapytam co ona o tym sądzi i wtedy razem zdecydujemy co robić dalej. Elijah, przepraszam za niedyskrecje, ale czy twoja reakcja oznacza, że wybrałeś właśnie ją?- zapytał.
- Klaus, trudno mi w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie- powiedziałem.- W jednej chwili kocham Katherine, wiesz kiedy jest taka miła i wyrozumiała, ale kiedy tylko zaczynają się nasze problemy ona znów jest taka bezwzględna, a wtedy pojawia się Elena ze swoim spokojem i ciepłem i staje się w takiej sytuacji zupełnie zagubiony- dodałem.- Mam nadzieje, że wszystko jakoś samo się ułoży, wiesz, że nie należę do osób, które miewają problemy sercowe, a później użalają się nad sobą.
- Co Ci mam właściwie powiedzieć?- zapytał retorycznie.- Pozwól, że wyrażę swoje zdanie, według mnie ty i Elena jesteście jakby z innych bajek i mimo, że nienawidzę Katherine, uważam że to przy niej byłeś bardziej szczęśliwy, wiesz ona nadawała waszemu związkowi odrobinę szaleństwa, przez co był bardziej zrównoważony. Powinieneś zastanowić się, czy Elena nie była tylko osobą, która miała wypełnić pustkę w twoim życiu, a teraz kiedy okazało się, że Katherine nie zniknęła z własnej woli, nie uświadomiłeś sobie, że tak naprawdę czekałeś tylko na to, że okaże się niewinna.
- Niklaus Mikaelson, mój młodszy brat, będący jednocześnie Pierwotną Hybrydą, której boją się wszystkie stworzenia świata, daje mi teraz rady odnośnie postępowania wobec kobiet- powiedziałem.- Dobrze, teraz jednak skupmy się na naszym bracie i planie odnośnie tego całego A. Mam już wszystkiego dość, więc zróbmy to szybko i miejmy już to za sobą- dodałem.
- Masz racje- odpowiedział.- Poczekaj chwile- zadzwonił jego telefon, przez moment rozmawiał, a później z uśmiechem powiedział.- Mamy wreszcie jakieś ślady po Kolu- spojrzałem na niego zaciekawiony.- Gia i Bonnie, odnalazły miejsca, w których są ślady krwi naszego brata, więc wystarczy je przestudiować, żeby udało się nam ustalić jakiś punkt odniesienia, miejsca w którym może być przetrzymywany. Za moment zadzwonię do Rebeki i Stefana, żeby wszystko sprawdzili, a my pójdziemy do Katherine z nadzieją, że zgodzi się zostać przynętą- dodał i już wybierał numer do naszej siostry.

Damon:

- Chyba nie zamierzasz spędzać tak całej wieczności, co?- zapytałem, wchodząc do pokoju, w którym spała Elena.- Nastał słoneczny dzień- powiedziałem, odsłaniając okna.- Eleno, no dalej wstawaj- zabrałem jej kołdrę.- Wreszcie coś się ruszyło w sprawie Kola- nadal żadnej reakcji.- Powinnaś być teraz przy swojej przyjaciółce, a nie użalać się nad sobą, w końcu na Elijah'y świat się nie kończy.
- Tutaj nie chodzi tylko o Elijah'ę- wybełkotała.- Chodzi o mnie, to ze mną jest coś nie tak. Zawsze chciałam tego co miała Katherine- powiedziała.- Jednak, kiedy już to dostawałam nigdy nie potrafiłam
tego docenić. Spójrz tylko, miałam miłość twoją i Stefana, straciłam na koniec was obu, a kiedy zaczęłam się spotykać z Elijah'ą, jego również nie potrafiłam zatrzymać- zaczęła płakać.- Jednak, teraz myślę, że to wszystko było tylko po to, żebym mogła poczuć się lepiej jako wampir, naiwnie myślałam, że on może uczynić mnie kimś lepszym- przytuliłem ją.
- Moim zdaniem, powinnaś się nad wszystkim zastanowić- powiedziałem.- Wystarczy, że trochę zaangażujesz się w sprawy innych, a pogodzenie się z wampiryzmem, przyjdzie samo.
- Prawdziwy z Ciebie przyjaciel- powiedziała.- Dziękuje Ci, za to wszystko co dla mnie robisz.
- Zawsze do usług, madame- odparłem z uśmiechem.

Bonnie:

- To na pewno jakiś znak od Kola, on przewidział, że będziemy go szukać- powiedziałam.- Musi gdzieś tutaj być, jestem tego pewna. Wystarczy tylko poszukać.
- Ty naprawdę uważasz, że ten cały A mógłby być, aż tak nieostrożny?- zapytała Rebekah.- W końcu nie mogliście go bezpośrednio namierzyć, co jeżeli to pułapka?
- Jest nas zbyt dużo, żeby mógł zaatakować- powiedziała Gia.- Dwie czarownice i dwójka wampirów to zbyt wiele, nawet dla całej grupy wilkołaków. Teraz przestańcie gadać, tylko chodźmy tą ścieżką- pokazała całą drogę polaną krwią.- Miejmy nadzieję, że to Kola.
Cała droga ciągnęła się w nieskończoność, nie mogłam się doczekać, aż dotrzemy do celu i czy właśnie tam będzie czekał na nas Kol. Niestety kiedy, udało nam się dotrzeć do jaskini, nikogo tam nie było.
Spójrzcie tutaj, to chyba wiadomość do nas- powiedziałam, kiedy znalazłam jakąś płytę DVD i dołączoną do niej kopertę.

Spóźniliście się...Jednak zostawiam wam małą niespodziankę...
Wiedzcie, że nawet cały szabat Gemini, nie jest w stanie
mnie powstrzymać...Niedługo przekażę kolejną wskazówkę...
Do zobaczenia...
Wasz A.

- Znów jest krok przed nami, on wszystko zaplanował- powiedziałam.- To wszystko było tylko po to, żeby nas zmylić.
- Musimy zobaczyć to nagranie- powiedział Stefan.- Wracajmy do domu, tutaj już raczej niczego nie znajdziemy, w końcu on wiedział, że dotrzemy w to miejsce.
- Czego on od nas chce?- zapytałam, zaczęło mi się zbierać na płacz.- Dlaczego on wybrał akurat Kola?- spojrzałam po wszystkich.
- To bardzo proste pytanie, ponieważ Kol jest najsłabszym ogniwem w rodzinie- odpowiedziała Rebekah.- Zawsze separował się od nas wszystkich, poza tym Klaus i Kol, byli w dawnych czasach najbardziej związani. Facet ewidentnie chce uderzyć w Klausa, ale nie mamy nawet pomysłu kim może być- powiedziała
- W takim razie została nam tylko nadzieja, że Katherine nam pomoże- skwitowałam.

Katherine:

- Jeżeli to jedyny sposób, żeby odnaleźć Kola oczywiście, że się zgadam- powiedziała,. kiedy Klaus i Elijah, wytłumaczyli mi aktualną sytuacje.- Rzeczywiście myślicie, że on mnie szuka?- zapytałam.- Co zrobicie, kiedy ten A będzie chciał mnie zabić? Wiecie w ogóle kim on jest? Wiecie co zrobić, kiedy coś się nie powiedzie? Mamy jakiś plan B?- miałam jednak wiele wątpliwości.
- Tłumaczyłem Klausowi, że to beznadziejny pomysł- powiedział Elijah.- Widzisz nawet Katherine wie, że coś tutaj nie gra- zwrócił się do Klausa.- Trzeba się wycofać zanim będzie za późno.
- Nie dramatyzujcie- powiedział Klaus.- Obiecuje, że Tobie Katherine nawet włos z głowy nie spadnie- mogłam, założyć się, że wolałby, żebym ją straciła.- Rozmawiałem z Marcelem, jego grupa będzie cały czas miała Cie na oku, poza tym ja również będę w pobliżu, żeby w razie potrzeby pomóc.
- Co mam właściwie zrobić?- zapytałam.- Mam po prostu zacząć się pokazywać? Przecież, to może potrwać całe wieki, a Kol nie ma chyba tyle czasy, żeby czekać na nasz ruch.
- To nasz jedyny punkt zaczepienia- powiedział.- Powiedz jeszcze raz wyraźnie, czy się na to decydujesz?- zapytał.- Jeżeli tak, to powinnaś zacząć bywać w mieście już dzisiaj, a tak się składa, że jest organizowana impreza z okazji pożegnania lata.
- W takim razie oczywiście, że się decyduje- odpowiedziałam.- Nie dość, że będę mogła pomóc Kolowi to jeszcze skorzystam na tym, w końcu wyjdę do ludzi.
- Skoro już wszystko ustalone, pójdę teraz do Marcela, żeby był na bieżąco- powiedział Klaus.- Wiedz, że on również będzie obecny na tej imprezie.

Elijah:

- Katherine, przypuszczam, że jesteś zmęczona, ale chciałbym porozmawiać- powiedziałem, kiedy Klaus zostawił nas samych.
- O co chodzi?- zapytała, z wyraźnym zaciekawieniem.- Myślałam, że to Klaus się wszystkim zajmuję.
- Bo tak jest- odpowiedziałem.- Bardzo się tym martwię, zgadza się, że Klaus przeważnie ma wszystko dopięte i pod kontrolą, ale przecież to jest niebezpieczne, w końcu nawet nie wiemy kim jest ta osoba. Jednak nie o tym chciałem rozmawiać- przerwałem.- Chodzi mi o...Chodzi mi o naszą sytuacje- spojrzała na mnie pytająco.- Chodzi mi o nas, o to co jest między nami. Katherine, wiem że jestem kiepskim mówcą, jeżeli chodzi o sprawy sercowe. Jednak teraz wszystko się skomplikowało, sam nie wiem co w tej chwili czuje, nie chce Ci niczego w tym momencie obiecywać, ale może w przyszłości, jeżeli nadal będziemy chcieli spróbować, może coś z tego będzie- nie wiedziałem, czy dobrze robię i czy nie będę tego żałował.
- Elijah, tak jak mówiłam Ci wcześniej, kocham Cie i rozumiem, że jest Ci teraz bardzo ciężko, dlatego powiem tak, jeżeli kiedy to całe szaleństwo dobiegnie końca nadal będziesz uważał, że to ja jestem kobietą, z którą chcesz spędzić wieczność, wtedy do tego wrócimy, dobrze?- zapytała.- Wiem o twojej kłótni z Eleną dlatego nie chce teraz o tym rozmawiać, w końcu nikt nie powinien podejmować decyzji pod wpływem emocji- dodała.
- Masz racje- odpowiedziałem po chwili.- Porozmawiamy o tym, kiedy rzeczywiście będzie już po wszystkim.- Jednak Katherine, proszę uważaj na siebie- powiedziałem odchodząc.
_________________________________________________
Rozdział jest, ale radzę nie sugerować się rozmową Elijah'y z Katherine, ponieważ sama jeszcze nie wiem czy mi coś nie wpadnie do głowy i nie zrobię z niej zdrajczyni. Jednak na następny musicie poczekać do końca miesiąca, mam egzaminy końcowe na uczelni.

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 17

Kol:

W tym samym czasie:

- Myślisz, że oni dadzą się na to nabrać?- zapytałem, kiedy ten sukinsyn, podawał mi kolejną dawkę werbeny.- Chyba masz za duże nadzieje. To oczywiste, że Klausa nawet nie interesuje, czy jeszcze żyje- powiedziałem, doskonale wiedząc, że teraz muszę grać na czas, żeby pozostali mieli sposobność zebrać siły.
- Możesz sobie mówić co chcesz- odpowiedział.- Udało mi się już trochę was poznać i wiem, że mimo wszystkich waszych nieporozumień, twoje rodzeństwo ruszy Ci na pomoc, a tak poza tym, jest jeszcze ta twoja mała czarownica, jak jej tam, a Bonnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mnie mdliło od tych waszych słodkich słówek, a właśnie, ciekawe czy pozostali już wiedzą o waszych schadzkach. Jak myślisz, Klaus ponownie Cie zasztyletuje, na następne sto lat, kiedy się domyli?- zapytał.- Z resztą to już nie ważne- dodał.- Najwyższa pora, żebyśmy znów nagrali małe widowisko, tak dla zmotywowania, rodziny Mikaelsonów.
- Poczekaj!- zawołałem.- Nie powiedziałeś jeszcze, dlaczego robisz to wszystko? Dlaczego chcesz nas zniszczyć? Liczysz na przejęcie władzy nad Nowym Orleanem?- zapytałem.- Wcale by mnie to nie zdziwiło, w końcu Klaus ma wrogów w każdym zakątku świata, powiedz tylko czy zgadłem, chodzi Ci o niego?
- Dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie- odpowiedział.- Przyzwyczaj się do wygód, które Ci tutaj proponuje, ponieważ mamy wspólnie, jeszcze dużo do zrobienia, teraz czas na zabawę. Jednak powiem Ci, że spotkanie rodzinne jest coraz bliżej- dodał kpiąco.- Teraz wybacz, ale mam bardzo ważne spotkanie- usłyszałem tylko zamykające się drzwi.

Klaus:

- Rozumiesz, teraz sytuacje?- zapytałem, kiedy udało mi się spotkać z Marcelem.- Potrzebuje jak największej ilości wampirów, muszę mieć zwiadowców w całym mieście. W końcu ten cały A najwyraźniej, zamierza jeszcze nie raz zaatakować, więc lepiej być na to przygotowanym- powiedziałem.
- Skontaktuje się z Joshem i zbierzemy razem grupę, która spróbuje zidentyfikować tego waszego A, jednak nie rób sobie zbyt wielkich nadziei, facet idealnie przewiduje każdy nasz krok- powiedział.
- Doskonale, zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedziałem.- Strasznie mnie to irytuje, w końcu nikt wcześniej, nie był mądrzejszy ode mnie.
- Niklaus Mikaelson, znalazł wreszcie godnego sobie przeciwnika- skomentował ze śmiechem.
- Dobrze, dobrze jesteśmy w stałym kontakcie- odparłem, odchodząc w pośpiechu.

Elijah:

Razem z Bonnie i Eleną, ponownie skontaktowaliśmy się z Gią. Dziewczyna zapewniła, że skontaktuje się ze swoim szabatem w celu ustalenia, miejsca pobytu Kola, jednak postawiła ultimatum, jedyną osobą, która może brać udział w tych czynnościach to Bonnie. Niechętnie, ale musieliśmy się z Eleną zgodzić, Bonnie oczywiście zrobiła to bez mrugnięcia okiem. Od dawna podejrzewałem, a właściwie to byłem pewien, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń, było to widać w ich oczach. W tej sytuacji byliśmy zmuszeni, zostawić całą sprawę w jej rękach i wrócić do rezydencji. Byłem ciekawy, czy Klausowi udało się uzyskać wsparcie Marcela. Ale teraz, kiedy miałem chwilę, musiałem porozmawiać z Eleną, na temat tego co powiedziała mi Katherine.
- Eleno, wybacz, ale coś nie daje mi spokoju- zacząłem.- Rozmawiałem z Katherine, powiedziała mi coś dziwnego- spojrzała na mnie pytająco.- Mianowicie, że rozmawiałaś z nią o naszym związku, dodała, że to ty powiedziałaś jej o nas, czy to prawda?- zapytałem, mając nadzieje że zaprzeczy.
- Elijah, wiedziałam, że ty nigdy jej tego nie powiesz- odpowiedziała.- Nie potrafiłam już wytrzymać, tego waszego obchodzenia się z nią jak z jajkiem, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i powiedziałam jej jak wygląda cała sytuacja między nami.
- Jak mogłaś?- zapytałem z wyrzutem.- Przecież ustaliliśmy, że ja jej o wszystkim powiem, kiedy tylko poczuje się lepiej.
- Czyli nigdy- odpowiedziała.- Nie oszukujmy się, Katherine będzie teraz zgrywała świętą, tylko po to, żeby się nad nią litować.
- Eleno, jak możesz!- podniosłem głos.- Jak widać wszystko co do tej pory powiedziała, Katherine okazało się prawdą- musiałem się uspokoić.- W końcu mamy na to niepodważalny dowód, przecież Kol sam siebie nie porwał- dodałem.- Poza tym, teraz to ty zachowujesz się gorzej niż ona. Ostatnio straszna z Ciebie egoistka.
- Ze mnie jest egoistka?- zapytała.- Szkoda, że ty nie widziałeś, jaka z Katherine jest suka, kiedy szedłeś z nią do łóżka!- krzyknęła.- A przepraszam, przecież ona wygląda jak Tatia, twoja miłość z przed tysiąca lat.
- I kto to mówi?!- byłem wściekły.- Skoro taki ze mnie mięczak, to powiedz mi, po co się ze mną zadałaś? Tak poza tym, ty nie powinnaś mnie oceniać, w końcu to ty sypiasz ze wszystkimi mężczyznami, których miała Katherine. Powiem Ci jeszcze coś, na początku nawet współczułem Damonowi, że tak przeżywa wasze rozstanie, ale teraz mogę mu powiedzieć, że to najlepsze co go mogło spotkać. Nie obchodzi Cie nic poza Tobą i kiedy sytuacja nie kręci się wokół Ciebie, zrobisz wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę- dodałem.
- Jak mogłeś powiedzieć coś takiego?!-zapytała, ze łzami w oczach.- Nienawidzę Cie!- krzyknęła i pobiegła przed siebie.
W innych okolicznościach na pewno bym za nią pobiegł, jednak w tej chwili miałem zbyt wiele problemów, żeby jeszcze zajmować się kobiecymi fanaberiami. Ewidentnie miałem bardzo duży problem z sobowtórami Petrovej, najwyższa pora coś z tym zrobić.

Elena:

- Caroline, Caroline jesteś?!- krzyknęłam wbiegając do rezydencji Mikaelsonów.- Gdzie jesteś?
- Tutaj Eleno- zawołała.- Mogłabyś nie krzyczeć, dopiero co uśpiłam Lea. Coś się stało? Jesteś bardzo blada- powiedziała, widząc jaka jestem roztrzęsiona.
- Elijah...Elijah...On- jąkałam się z nerwów.- On powiedział, że jestem egoistką i biorę się za wszystkich facetów, których miała Katherine. Poza tym, dodał, że Damon ma szczęście, że nasz związek dobiegł końca- rozpłakałam się.
- No już spokojnie- powiedziała, głaskając mnie po plecach.- Eleno, on na pewno tak nie myśli- wiedziałam, że chciała mnie tylko pocieszyć.- Przecież wiesz jaka jest teraz sytuacja, porwano Kola, a my nadal stoimy w miejscu i czekamy na kolejny ruch porywacza, wszyscy chodzą jak na szpilkach i są poddenerwowani, więc nie dziw się, że Elijah zachowuje się jak gbur.
- Wiesz co ja myślę?- zapytałam.- Elijah, po prostu powiedział co o mnie myśli, przecież to, że wyglądam jak Katherine, wcale nie oznacza, że mam prawo zająć jej miejsce- powiedziałam.
- Daj spokój- odpowiedziała.- Wiesz dobrze, że sytuacja jest bardzo trudna, w końcu Kol to jego brat, przestań myśleć przez chwile o sobie i wesprzyj go, a nie zachowujesz się jak dziecko. Sama, mimo woli, pchasz Elijah'ę w ramiona Katherine, tymi swoimi awanturami, a my wszyscy nie mamy czasu, zajmować się waszymi problemami w związku- dodała.
- No tak, ty i to twoje szczęśliwe macierzyństwo- byłam na nią zła, czy ona nie widziała, że całe moje życie, ponownie legło w gruzach.- Tylko później nie przychodź do mnie, kiedy Klaus znów zachowa się jak bydlak!- krzyknęłam.
- Tak się składa, że kłótnie, które między nami są, dotyczą tylko Ciebie i Elijah'y. Nie zamierzam się nad Tobą użalać, ponieważ szczerze mówiąc sama jesteś sobie winna. Nawet nie zauważyłaś jaka Bonnie jest zdruzgotana zniknięciem Kola- spojrzałam na nią pytająco.- No widzisz, ona i Kol są razem i powiem ci coś jeszcze, są w sobie szaleńczo zakochani, dlatego tak często razem znikali z domu.
- Nie wiedziałam- byłam w szoku.- Dlaczego ja nic o tym nie wiem, dlaczego Bonnie o niczym mi nie powiedziała? W końcu jesteśmy przyjaciółkami.
- Może, dlatego, że ty zawsze mówiłaś tylko o swojej sytuacji i nie widziałaś co się dzieje w twoim otoczeniu- odpowiedziała.- Jeżeli chcesz możesz zostać, ale od razu ci mówię, że Elijah, zapewne niedługo wróci.
- Dobrze, już sobie idę- powiedziałam.- Skoro wszyscy uważają, mnie za taką okropną- dodałam.
- Widzisz znów robisz to samo- zauważyła.- Widzisz tylko siebie, tylko ty i ty, a przecież każdy ma teraz swoje zadania i nie ma czasu zwracać na Ciebie uwagi, w końcu nie jesteś pępkiem świata. Lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem, bo inaczej zostaniesz sama i nawet pies z kulawą nogą nie będzie cie chciał, dopiero wtedy będziesz mogła zacząć się nad sobą użalać- powiedziała.- Przepraszam, ale Leon płacze, muszę się nim zająć, a Ty możesz robić co chcesz

Caroline:

- Elijah, nie wrócił do domu, a na dodatek Bonnie przyszła cała zapłakana, ponieważ cały szabat Gemini, nie mógł zlokalizować Kola- powiedziałam do Klausa.- Minęły dwadzieścia cztery godziny, a my nie jesteśmy nawet o krok bliżej od jego odnalezienia.- Przepraszam, wiem że cały czas o tym myślisz, ja do tego wszystkiego dokładam- pogłaskałam go po ramionach- Opowiesz czego dowiedziałeś się od Marcela?- zapytałam.
- Przy pierwszym spotkaniu, zapewnił mnie tylko, że w razie potrzeby zawsze nam pomogą- odpowiedział.- Jednak kilka godzin temu, zadzwonił Josh i przekazał mi bardzo interesujące informacje- spojrzałam na niego zaciekawiona.- Mianowicie, udało się ustalić, z którego miejsca bagien Kol został porwany. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że w tym miejscu zapewne wczoraj była jeszcze społeczność wilkołaków.
- Czy to oznacza, że wilkołaki go porwały?- zapytałam.- Jednak jak to możliwe, że nawet bardzo potężne czarownice nie mogą ich wszystkich odnaleźć?
- A czy ktoś tutaj powiedział, że to wilkołaki go porwały?- wiedziałam, że to pytanie retoryczne.- Mogę się założyć, że to ktoś o wiele potężniejszy niż oni wszyscy. Uwierz mi, od kilkunastu godzin nie robię nic innego, tylko zastanawiam się kto to może być- widać było, że bardzo to przeżywa.- Sam nie wiem kto mógłby zaatakować nie mnie tylko moją rodzinę. W końcu kilka lat temu, nawet by mnie to nie interesowało, ale teraz nie potrafię myśleć o niczym innym, poza katuszami jakie musi przeżywać mój brat.
- To zupełnie zrozumiałe, a nawet całkowicie wskazane- powiedziałam.- W końcu to twoja rodzina. Ja pójdę otworzyć, może to Elijah albo Rebekah i pozostali- dodałam, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, a Klaus już zaczynał się podnosić. Otworzyłam drzwi, jednak na progu stało tylko wielkie pudło, wzięłam je i zajrzała do środka.
- Aaaaa, Klaus chodź tutaj szybko!- zawołałam, widząc co jest wewnątrz.
- Caroline, dlaczego krzyczysz?- zapytał przerażony.- Co się....- przerwał, widząc zawartość pudła.- Co to do diabła ma znaczyć?- wyciągnął kopertę dołączoną do "prezentu".

To im zawdzięczacie wasze dziecko. Klaus co byś powiedział, 
gdybyś znalazł w tym pudełku śliczną główkę Caroline? 
Kiedy w końcu, zrobisz coś w sprawie brata?
Czekam na Twój ruch i obserwuje, do zobaczenia...
Wasz A.

- On chce Cie dorwać- powiedziałam cała sparaliżowana.- Boje się, Klaus- mechanicznie mnie przytulił.- Co z tym zrobisz?- zapytałam.
- Załatwię to, obiecuje- odpowiedział.- Teraz spale to pudło, a ty zajmij się się synem. Nie myśl o tym, ten sukinsyn jeszcze będzie błagał Cie o swoje nędzne życie, ale kiedy z nim skończę nie będzie, nawet co po nim zbierać. Idź do małego, a później się połóż.
- A co z Tobą?- zapytałam.
- Ja, muszę się skontaktować z Elijah'ą, rozumiem, że on ma problemy z kobietami, jednak jeżeli nie zaczniemy działać, wszyscy będziemy je mieli i to nie tylko sercowe- powiedział, pocałował mnie i wyszedł.
__________________________________________
Rozdział mi się podoba, nie wiem jak wam, jestem z siebie dumna:)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 16

Kol:

- Ty jesteś Jackson?- zapytałem, kiedy z Damonem, dotarliśmy na bagna. Kol Mikaelson, a to Damon Salvatore. Dobrze, skoro udało nam się spotkać, od razu przejdę do konkretów. Z naszych ustaleń wynika, że w ostatnich tygodniach, miałeś kontakt z Katherine Pierce. Czy to prawda?- zapytałem.
- Zwariowałeś?- zapytał.- Katerina Petrova, nie jest osobą mile widzianą w naszych kręgach.
- Pewna czarownica, przekazała nam informacje, że Katherine, przekazała jej, iż razem z wami ma zamiar pozbyć się swojego sobowtóra, mnie oraz Klausa Mikaelsona, który jak zapewne wiesz jest Pierwotną Hybrydą- wtrącił Damon.
- Wszyscy wiedzą, kim jest Klaus- odpowiedział.- Jednak my, nie mamy z planami Katherine nic wspólnego, jestem przywódcą watahy i zapewne wiedziałbym, gdyby coś takiego mało miejsce- powiedział.
- Mógłbyś, rozejrzeć się po całej waszej społeczności- zasugerowałem.- W końcu, nikt nie chce żeby, ktoś ucierpiał.
- Wilkołaki, już wieki temu, zostały wygnane z Nowego Orleanu, przez waszego przyjaciela Marcela- powiedział.- Do niego powinniście się zgłosić po jakieś informacje, nas wasze sprawy nie dotyczą. Teraz wybaczcie, ale jestem wystarczająco zajęty, żeby jeszcze zajmować się sprawami Pierwotnych- oddalił się, nie czekając nawet na naszą reakcję.
- Co teraz zrobimy?- zapytał Damon.- Myślisz, że on powiedział prawdę? W końcu wilkołakom nie powinniśmy wierzyć.
- Właśnie, więc nie wierzę w ani jedno jego słowo- powiedziałem.- Teraz musimy się, tutaj rozejrzeć.
- Chcesz, coś znaleźć na tym zadupiu? Serio?- jego pytania, powoli zaczynały mnie irytować. Bez słowa ruszyłem w głąb bagien.- No i co? Nikogo tutaj nie ma. Kol, nie uważasz, że powinniśmy wrócić do rezydencji?- zapytał po jakimś czasie.
- Moim zdaniem, musimy się tutaj porządnie rozejrzeć- powtórzyłem- Jeżeli chcesz to idź, nie potrzebuje, twojego marudzenia.
- Dla mnie ty jesteś wielką marudą- powiedział prychając.- Wiesz, mam tego wszystkiego dość. Myślałem, że czeka nas tutaj jakiś przełom, a nie spacerki po bagnach- prychnął po raz drugi.- Ja wracam, do waszego domu, może inni odkryli coś ciekawego- powiedział.
- Jak chcesz- odpowiedziałem.- Powiedz, wszystkim, że za kilka godzin wrócę i powiem co odkryłem, jeżeli oczywiście coś znajdę.
- To do zobaczenia- odpowiedział, odchodząc.
Ruszyłem dalszą drogą w głąb bagien, panowała tutaj kompletna cisza. Jednak w samym centrum lasu zobaczyłem grupkę ludzi, jak mogłem się domyślić byli wilkołakami. Kiedy próbowałem wykorzystać wampirzy słuch i podsłuchać o czym rozmawiali, zauważyłem, że coś jest nie tak, ponieważ nadal panowała cisza.
- Ktoś tutaj wykazuje się brakiem dobrego wychowania- usłyszałem i błyskawicznie się odwróciłem.
- Kim ty do diabła jesteś?- zapytałem nieznajomego mężczyzny.
- Teraz twoim największym koszmarem- odpowiedział.- Życzę miłych snów- usłyszałem i poczułem niewyobrażalny ból, a później była już tylko ciemność.

Caroline:

- Nadal, uważam, że to beznadziejny pomysł- powiedziałam.- W końcu Marcel nie jest jakimś kretynem, żeby uwierzyć, iż nagle chce się z nim spotkać.
- Widać, że nie znasz mężczyzn, kochana- powiedział Klaus.- Każdy z nas, biega za piękną spódniczką- uśmiechnął się.- Caroline, nie martw się, musisz się tylko promiennie uśmiechać, a ten dupek padnie Ci do stóp- nie byłam pewna czy wszystko potoczy się tak gładko, ale poprawiłam ubranie i weszłam do lokalu, Od razu zauważyłam Marcela, który śpiewał na scenie jakiś jazzowy kawałek. Kiedy tylko mnie zobaczył, zakończył występ i podszedł do baru.
- Czego się napije, najpiękniejsza dziewczyna w tym lokalu?- zapytał z uśmiechem.
- Poproszę Krwawą Mary- powiedziałam.- Założę się o wszystko co mam, że wiesz, iż nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o pogodzie. Nie mylę się?- pokiwał głową.- W takim razie, przejdźmy od razu do konkretów, zapewne wiesz również, że w ostatnich czasach dzieję się w naszej społeczności wiele dziwnych rzeczy, w związku z tym wszyscy chcemy wiedzieć jakie stanowisko zajmujesz ty w tej sprawie?- zapytałam.
- Zapewne wszyscy macie mnie za waszego wielkiego wroga- powiedział.- Jednak ja zamierzam pomóc, kiedy zajdzie taka potrzeba, macie moje całkowite poparcie- zdziwiły mnie jego słowa.- W końcu, nikt z nas nie chce, żeby coś zaburzyło nasze życie i nie mogę pozwolić aby nasza społeczność była zagrożona przez jakiegoś dupka, a Klausowi powiedź, żeby był bardziej dyskretny, kiedy wysyła cie na rozmowę pokojową, która krótko mówiąc nie była potrzebna, ponieważ wystarczyło zapytać- dodał, pospiesznie odchodząc.

Bonnie:

Czułam się całkowicie bezsilna, wszyscy nadstawiali karku, tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś pożytecznego, a ja siedziałam w domu, nie robiąc kompletnie niczego.
- Katherine- powiedziałam, chwytając ją za ramię.- Obudź się, musisz dostać, kolejną dawkę krwi.
- Bonnie- powiedziała, otwierając oczy.- On nas wszystkich pozabija, to właśnie jego cel- dodała, wyglądała na nieprzytomną.
- O czym ty mówisz, Katherine?- zapytałam, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.- Kim, jest On, przypomniałaś sobie, coś istotnego?
- Bonnie, On nas wszystkich wymorduje jak kaczki, musicie go powstrzymać!- krzyknęła i zaczęła się ze mną szarpać.
- Uspokój się, Katherine!- przytrzymałam ją, dzięki wykorzystaniu mocy.- Wszystko w porządku, jesteś tutaj bezpieczna, proszę wypij krew, poczujesz się lepiej, zapewne wilczy jad jeszcze sieje spustoszenie w twoim organizmie- powiedziałam, wlewając jej do ust, zawartość szklanki. Zaczęła się powoli uspokajać.
- Bonnie, ja wiem co mówię- powiedziała.- Widziałam go, On zamierza pozbyć się całej naszej społeczności, zawsze dbał o to, żebym nie zobaczyła jego twarzy, ale pamiętam, że tam był, to wszystko jego sprawa, musicie uważać, On ma w kieszeni wilkołaki- dodała.
- Spokojnie, Katherine- powiedziałam.- Wszystko załatwimy, teraz odpocznij, dużo przeszłaś.
- Bonnie, możesz poprosić Elijah'ę, żeby do mnie przyszedł?- poprosiła, kiedy już wychodziłam.- Wiem, że coś się zmieniło i muszę się upewnić co.
- Dobrze, przekażę Elijah'y, kiedy tylko wróci, że na niego czekasz- odpowiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

Elijah:

- W tej sprawie nic nie trzyma się kupy- powiedziała Elena.- W końcu kto miałby chcieć zniszczyć wszystkich, w dodatku wykorzystując do tego Katherine?- zapytała.- Masz jakieś pomysły?
- Rozumiem, jednak myślę, że ona mówi prawdę- powiedziałem.- Myślę, że one obie mówią prawdę. Wszystko za bardzo się skomplikowało.
- Powiedz mi, czy ta cała sytuacja, wpłynie w jakiś sposób na nasz związek?- zapytała.- Przepraszam, źle skonstruowałam pytanie, czy my jeszcze jesteśmy razem?
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałem, chyba trochę za szybko.- Skąd Ci, przyszło do głowy, że już nie jesteśmy?- zapytałem.
- Elijah, możesz oszukać nawet siebie, ale ja widzę jak na nią patrzysz- odpowiedziała.- Widzę, twoją niegasnącą nadzieję w oczach, ten błysk, który mówi, że nadal liczysz, iż wszystko okażę się tylko jakąś większą intrygą, w której Katherine nie brała udziału- powiedziała.
- Eleno, ja nie...- przerwał mi dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, na progu leżało małe zawiniątko, w którym spokojnie spał mały chłopiec. Na kocu leżał zaadresowany do mnie list.

Wiem, że Klaus w końcu na nas zapoluje. Zajmij się moim dzieckiem.
Tyler i ja musimy uciekać. Opowiedz mu kiedyś kim byli jego rodzice.
Hayley.

- Chyba należy teraz zadzwonić do Klausa- powiedziałem do Eleny.- Poczekaj, może telefon do Caroline byłby odpowiedniejszy- wziąłem na ręce dziecko i zaniosłem do salonu.
- Czy to... Czy to jest dziecko Hayley?- zapytała.
- Zapewne, to jest dziecko Tylera i Hayley- odpowiedziałem.- Teraz trzeba zdecydować co z nim zrobić i kto właściwie powinien go wychować.
- Słuchajcie, nie mogę się dodzwonić do Kola- powiedziała Bonnie, wchodząc do salonu.- Czy to jest...- oboje pokiwaliśmy głowami.- Zadzwońcie do Klausa i Caroline chyba powinni się dowiedzieć- dodała.- Wracając Kola, nie odbiera telefonu, a Damon powiedział, że powinien już wrócić do domu, w końcu rozdzielili się kilka godzin temu.
- Pójdę go poszukać, a wy powiadomcie pozostałych o tym chłopcu- powiedziałem.
- Elijah, nie musisz Stefan, Damon i Rebekah już go poszukują, a ty...ty, Katherine prosiła, żebyś do niej przyszedł- powiedziała zakłopotana.
- Dobrze, powiadomcie mnie kiedy, pojawi się Klaus- poprosiłem.- Nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność- spojrzałem na Elenę.

Katherine:

- Wreszcie, dowiem się co się właściwie dzieje- powiedziałam, kiedy Elijah, wszedł do pokoju.
- Należy ci się trochę informacji- powiedział.- Jednak, na początek powiedź mi o kim opowiadałaś dzisiaj Bonnie?- zapytał.- Przypomniałaś sobie coś? Pomyśl na spokojnie, w końcu to może być bardzo ważne.
- Nie wiem nic poza tym co już mówiłam- odpowiedziałam.- Pamiętam tylko, że to mężczyzna, twarzy nie widziałam, a głos zawsze miał przytłumiony.
- Przypomniałaś sobie, co się z Tobą działo zanim trafiłaś do nas?- zapytał, widać było, że to go gryzie.
- Pamiętam tylko niebywałe pragnienie, którego nie potrafiłam powstrzymać- zaczęło mi się zbierać na płacz, nie wiem co się ze mną działo.- Elijah, nie potrafię sobie wyobrazić co zrobiłam tym wszystkim ludziom, ja, to ja zabiłam ich wszystkich, w momencie kiedy chciałam się zmienić, mieliśmy zacząć wszystko od nowa, pamiętasz?- wyglądał jakby coś go bolało, jakbym to ja zadała mu cios.
- Katherine, powinnaś o czymś wiedzieć- zaczął niepewnie.- Ja i Elena...My...- przerwałam mu.
- Jesteście razem- spojrzał na mnie zdziwiony.- Elijah, może i przeszłam przez piekło, ale to nie wpłynęło na mój wzrok- powiedziałam.- Tylko ślepy by nie zauważył, jak ona na Ciebie patrzy, poza tym była tutaj i powiedziała, że od trzech miesięcy jesteście razem.
- Jak to, Elena Ci powiedziała?- zapytał.- Przecież ustaliliśmy, że trzeba poczekać, aż poczujesz się lepiej- powiedział, wyglądał na wzburzonego.- To ja powinienem Ci powiedzieć jak wygląda sytuacja, nie ona.
- Uspokój się Elijah- powiedziałam.- Co się stało, już się nie odstanie. Kocham Cie, naprawdę i cieszę się twoim szczęściem, jednak wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że ty wybrałeś mojego sobowtóra.
- Przepraszam- powiedział tylko.- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz- dodał, wychodząc.

Klaus:

- Ty rzeczywiście zamierzasz go zatrzymać- powiedziałem nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Przecież, mówiłam Ci wcześniej, że zamierzam go wychować- odpowiedziała.- Spójrz tylko, czy on nie jest śliczny?- zapytała, pokazując mi pyzatego noworodka.- No weź go na ręce, zobaczysz jaki jest cudowny- sam nie wiedziałem jak się zachować.
- Caroline, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest wychować dziecko?- zapytałem, mając nadzieję, że ją przekonam.- W końcu ludziom jest trudno, a co dopiero nam, jesteśmy wampirami, pamiętasz?
- Mały Leon, zostaje z nami i kropka- zobaczyłem w jej oczach upór.- Jeżeli chcesz stworzyć, za mną związek, musisz to zaakceptować.
- Nie grasz far- powiedziałem błagalnie.
- I nie zamierzam, ani teraz, ani nigdy- powiedziała z uśmiechem.
- Przepraszam, że wam przerywam- powiedziała Rebekah.- Musicie coś zobaczyć- wyszliśmy za nią do salonu.- Spójrzcie na to- podała nam zdjęcia, na których był zmasakrowany Kol.
- Co to ma znaczyć?- zapytałem zdenerwowany.- Gdzie jest nasz brat?
- Do zdjęć było doręczone to- powiedział Elijah, podając mi kartkę papieru.

To dopiero początek. Czekajcie na kolejne wskazówki.
Jestem coraz bliżej. Do zobaczenia wkrótce...
Wasz A.

- Kto to jest do diabła?- zadał pytanie Stefan.- Czego właściwie chce?
- Nie mam pojęcia- powiedziałem.- Teraz nie mamy na to czasu, musimy przeszukać cały Nowy Orlean, kawałek po kawałku, dzielimy się na grupy, Damon, Stefan, Rebekah idą razem, Elijah, Elena, Bonnie, ja idę na spotkanie z Marcelem.
- A co ze mną?- zapytała Caroline.
- Ty zostajesz z Leonem w domu, nasz syn musi być bezpieczny przy matce- odpowiedziałem.- Poza tym, ktoś musi pilnować Katherine, jest jeszcze zbyt słaba, żeby zostać sama- dodałem.- Co się tak patrzycie> Tracimy czas, ruchy- zawołałem.- Kol potrzebuje pomocy, wszyscy mają być pod telefonem- wyszedłem, nie czekając na ich reakcje.
_________________________________________________
Kolejny rozdział już 26.04- czekajcie:)

Obserwatorzy

Szablon by Selly