piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 17

Kol:

W tym samym czasie:

- Myślisz, że oni dadzą się na to nabrać?- zapytałem, kiedy ten sukinsyn, podawał mi kolejną dawkę werbeny.- Chyba masz za duże nadzieje. To oczywiste, że Klausa nawet nie interesuje, czy jeszcze żyje- powiedziałem, doskonale wiedząc, że teraz muszę grać na czas, żeby pozostali mieli sposobność zebrać siły.
- Możesz sobie mówić co chcesz- odpowiedział.- Udało mi się już trochę was poznać i wiem, że mimo wszystkich waszych nieporozumień, twoje rodzeństwo ruszy Ci na pomoc, a tak poza tym, jest jeszcze ta twoja mała czarownica, jak jej tam, a Bonnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mnie mdliło od tych waszych słodkich słówek, a właśnie, ciekawe czy pozostali już wiedzą o waszych schadzkach. Jak myślisz, Klaus ponownie Cie zasztyletuje, na następne sto lat, kiedy się domyli?- zapytał.- Z resztą to już nie ważne- dodał.- Najwyższa pora, żebyśmy znów nagrali małe widowisko, tak dla zmotywowania, rodziny Mikaelsonów.
- Poczekaj!- zawołałem.- Nie powiedziałeś jeszcze, dlaczego robisz to wszystko? Dlaczego chcesz nas zniszczyć? Liczysz na przejęcie władzy nad Nowym Orleanem?- zapytałem.- Wcale by mnie to nie zdziwiło, w końcu Klaus ma wrogów w każdym zakątku świata, powiedz tylko czy zgadłem, chodzi Ci o niego?
- Dowiesz się wszystkiego, w swoim czasie- odpowiedział.- Przyzwyczaj się do wygód, które Ci tutaj proponuje, ponieważ mamy wspólnie, jeszcze dużo do zrobienia, teraz czas na zabawę. Jednak powiem Ci, że spotkanie rodzinne jest coraz bliżej- dodał kpiąco.- Teraz wybacz, ale mam bardzo ważne spotkanie- usłyszałem tylko zamykające się drzwi.

Klaus:

- Rozumiesz, teraz sytuacje?- zapytałem, kiedy udało mi się spotkać z Marcelem.- Potrzebuje jak największej ilości wampirów, muszę mieć zwiadowców w całym mieście. W końcu ten cały A najwyraźniej, zamierza jeszcze nie raz zaatakować, więc lepiej być na to przygotowanym- powiedziałem.
- Skontaktuje się z Joshem i zbierzemy razem grupę, która spróbuje zidentyfikować tego waszego A, jednak nie rób sobie zbyt wielkich nadziei, facet idealnie przewiduje każdy nasz krok- powiedział.
- Doskonale, zdaje sobie z tego sprawę- odpowiedziałem.- Strasznie mnie to irytuje, w końcu nikt wcześniej, nie był mądrzejszy ode mnie.
- Niklaus Mikaelson, znalazł wreszcie godnego sobie przeciwnika- skomentował ze śmiechem.
- Dobrze, dobrze jesteśmy w stałym kontakcie- odparłem, odchodząc w pośpiechu.

Elijah:

Razem z Bonnie i Eleną, ponownie skontaktowaliśmy się z Gią. Dziewczyna zapewniła, że skontaktuje się ze swoim szabatem w celu ustalenia, miejsca pobytu Kola, jednak postawiła ultimatum, jedyną osobą, która może brać udział w tych czynnościach to Bonnie. Niechętnie, ale musieliśmy się z Eleną zgodzić, Bonnie oczywiście zrobiła to bez mrugnięcia okiem. Od dawna podejrzewałem, a właściwie to byłem pewien, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń, było to widać w ich oczach. W tej sytuacji byliśmy zmuszeni, zostawić całą sprawę w jej rękach i wrócić do rezydencji. Byłem ciekawy, czy Klausowi udało się uzyskać wsparcie Marcela. Ale teraz, kiedy miałem chwilę, musiałem porozmawiać z Eleną, na temat tego co powiedziała mi Katherine.
- Eleno, wybacz, ale coś nie daje mi spokoju- zacząłem.- Rozmawiałem z Katherine, powiedziała mi coś dziwnego- spojrzała na mnie pytająco.- Mianowicie, że rozmawiałaś z nią o naszym związku, dodała, że to ty powiedziałaś jej o nas, czy to prawda?- zapytałem, mając nadzieje że zaprzeczy.
- Elijah, wiedziałam, że ty nigdy jej tego nie powiesz- odpowiedziała.- Nie potrafiłam już wytrzymać, tego waszego obchodzenia się z nią jak z jajkiem, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i powiedziałam jej jak wygląda cała sytuacja między nami.
- Jak mogłaś?- zapytałem z wyrzutem.- Przecież ustaliliśmy, że ja jej o wszystkim powiem, kiedy tylko poczuje się lepiej.
- Czyli nigdy- odpowiedziała.- Nie oszukujmy się, Katherine będzie teraz zgrywała świętą, tylko po to, żeby się nad nią litować.
- Eleno, jak możesz!- podniosłem głos.- Jak widać wszystko co do tej pory powiedziała, Katherine okazało się prawdą- musiałem się uspokoić.- W końcu mamy na to niepodważalny dowód, przecież Kol sam siebie nie porwał- dodałem.- Poza tym, teraz to ty zachowujesz się gorzej niż ona. Ostatnio straszna z Ciebie egoistka.
- Ze mnie jest egoistka?- zapytała.- Szkoda, że ty nie widziałeś, jaka z Katherine jest suka, kiedy szedłeś z nią do łóżka!- krzyknęła.- A przepraszam, przecież ona wygląda jak Tatia, twoja miłość z przed tysiąca lat.
- I kto to mówi?!- byłem wściekły.- Skoro taki ze mnie mięczak, to powiedz mi, po co się ze mną zadałaś? Tak poza tym, ty nie powinnaś mnie oceniać, w końcu to ty sypiasz ze wszystkimi mężczyznami, których miała Katherine. Powiem Ci jeszcze coś, na początku nawet współczułem Damonowi, że tak przeżywa wasze rozstanie, ale teraz mogę mu powiedzieć, że to najlepsze co go mogło spotkać. Nie obchodzi Cie nic poza Tobą i kiedy sytuacja nie kręci się wokół Ciebie, zrobisz wszystko żeby zwrócić na siebie uwagę- dodałem.
- Jak mogłeś powiedzieć coś takiego?!-zapytała, ze łzami w oczach.- Nienawidzę Cie!- krzyknęła i pobiegła przed siebie.
W innych okolicznościach na pewno bym za nią pobiegł, jednak w tej chwili miałem zbyt wiele problemów, żeby jeszcze zajmować się kobiecymi fanaberiami. Ewidentnie miałem bardzo duży problem z sobowtórami Petrovej, najwyższa pora coś z tym zrobić.

Elena:

- Caroline, Caroline jesteś?!- krzyknęłam wbiegając do rezydencji Mikaelsonów.- Gdzie jesteś?
- Tutaj Eleno- zawołała.- Mogłabyś nie krzyczeć, dopiero co uśpiłam Lea. Coś się stało? Jesteś bardzo blada- powiedziała, widząc jaka jestem roztrzęsiona.
- Elijah...Elijah...On- jąkałam się z nerwów.- On powiedział, że jestem egoistką i biorę się za wszystkich facetów, których miała Katherine. Poza tym, dodał, że Damon ma szczęście, że nasz związek dobiegł końca- rozpłakałam się.
- No już spokojnie- powiedziała, głaskając mnie po plecach.- Eleno, on na pewno tak nie myśli- wiedziałam, że chciała mnie tylko pocieszyć.- Przecież wiesz jaka jest teraz sytuacja, porwano Kola, a my nadal stoimy w miejscu i czekamy na kolejny ruch porywacza, wszyscy chodzą jak na szpilkach i są poddenerwowani, więc nie dziw się, że Elijah zachowuje się jak gbur.
- Wiesz co ja myślę?- zapytałam.- Elijah, po prostu powiedział co o mnie myśli, przecież to, że wyglądam jak Katherine, wcale nie oznacza, że mam prawo zająć jej miejsce- powiedziałam.
- Daj spokój- odpowiedziała.- Wiesz dobrze, że sytuacja jest bardzo trudna, w końcu Kol to jego brat, przestań myśleć przez chwile o sobie i wesprzyj go, a nie zachowujesz się jak dziecko. Sama, mimo woli, pchasz Elijah'ę w ramiona Katherine, tymi swoimi awanturami, a my wszyscy nie mamy czasu, zajmować się waszymi problemami w związku- dodała.
- No tak, ty i to twoje szczęśliwe macierzyństwo- byłam na nią zła, czy ona nie widziała, że całe moje życie, ponownie legło w gruzach.- Tylko później nie przychodź do mnie, kiedy Klaus znów zachowa się jak bydlak!- krzyknęłam.
- Tak się składa, że kłótnie, które między nami są, dotyczą tylko Ciebie i Elijah'y. Nie zamierzam się nad Tobą użalać, ponieważ szczerze mówiąc sama jesteś sobie winna. Nawet nie zauważyłaś jaka Bonnie jest zdruzgotana zniknięciem Kola- spojrzałam na nią pytająco.- No widzisz, ona i Kol są razem i powiem ci coś jeszcze, są w sobie szaleńczo zakochani, dlatego tak często razem znikali z domu.
- Nie wiedziałam- byłam w szoku.- Dlaczego ja nic o tym nie wiem, dlaczego Bonnie o niczym mi nie powiedziała? W końcu jesteśmy przyjaciółkami.
- Może, dlatego, że ty zawsze mówiłaś tylko o swojej sytuacji i nie widziałaś co się dzieje w twoim otoczeniu- odpowiedziała.- Jeżeli chcesz możesz zostać, ale od razu ci mówię, że Elijah, zapewne niedługo wróci.
- Dobrze, już sobie idę- powiedziałam.- Skoro wszyscy uważają, mnie za taką okropną- dodałam.
- Widzisz znów robisz to samo- zauważyła.- Widzisz tylko siebie, tylko ty i ty, a przecież każdy ma teraz swoje zadania i nie ma czasu zwracać na Ciebie uwagi, w końcu nie jesteś pępkiem świata. Lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem, bo inaczej zostaniesz sama i nawet pies z kulawą nogą nie będzie cie chciał, dopiero wtedy będziesz mogła zacząć się nad sobą użalać- powiedziała.- Przepraszam, ale Leon płacze, muszę się nim zająć, a Ty możesz robić co chcesz

Caroline:

- Elijah, nie wrócił do domu, a na dodatek Bonnie przyszła cała zapłakana, ponieważ cały szabat Gemini, nie mógł zlokalizować Kola- powiedziałam do Klausa.- Minęły dwadzieścia cztery godziny, a my nie jesteśmy nawet o krok bliżej od jego odnalezienia.- Przepraszam, wiem że cały czas o tym myślisz, ja do tego wszystkiego dokładam- pogłaskałam go po ramionach- Opowiesz czego dowiedziałeś się od Marcela?- zapytałam.
- Przy pierwszym spotkaniu, zapewnił mnie tylko, że w razie potrzeby zawsze nam pomogą- odpowiedział.- Jednak kilka godzin temu, zadzwonił Josh i przekazał mi bardzo interesujące informacje- spojrzałam na niego zaciekawiona.- Mianowicie, udało się ustalić, z którego miejsca bagien Kol został porwany. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że w tym miejscu zapewne wczoraj była jeszcze społeczność wilkołaków.
- Czy to oznacza, że wilkołaki go porwały?- zapytałam.- Jednak jak to możliwe, że nawet bardzo potężne czarownice nie mogą ich wszystkich odnaleźć?
- A czy ktoś tutaj powiedział, że to wilkołaki go porwały?- wiedziałam, że to pytanie retoryczne.- Mogę się założyć, że to ktoś o wiele potężniejszy niż oni wszyscy. Uwierz mi, od kilkunastu godzin nie robię nic innego, tylko zastanawiam się kto to może być- widać było, że bardzo to przeżywa.- Sam nie wiem kto mógłby zaatakować nie mnie tylko moją rodzinę. W końcu kilka lat temu, nawet by mnie to nie interesowało, ale teraz nie potrafię myśleć o niczym innym, poza katuszami jakie musi przeżywać mój brat.
- To zupełnie zrozumiałe, a nawet całkowicie wskazane- powiedziałam.- W końcu to twoja rodzina. Ja pójdę otworzyć, może to Elijah albo Rebekah i pozostali- dodałam, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, a Klaus już zaczynał się podnosić. Otworzyłam drzwi, jednak na progu stało tylko wielkie pudło, wzięłam je i zajrzała do środka.
- Aaaaa, Klaus chodź tutaj szybko!- zawołałam, widząc co jest wewnątrz.
- Caroline, dlaczego krzyczysz?- zapytał przerażony.- Co się....- przerwał, widząc zawartość pudła.- Co to do diabła ma znaczyć?- wyciągnął kopertę dołączoną do "prezentu".

To im zawdzięczacie wasze dziecko. Klaus co byś powiedział, 
gdybyś znalazł w tym pudełku śliczną główkę Caroline? 
Kiedy w końcu, zrobisz coś w sprawie brata?
Czekam na Twój ruch i obserwuje, do zobaczenia...
Wasz A.

- On chce Cie dorwać- powiedziałam cała sparaliżowana.- Boje się, Klaus- mechanicznie mnie przytulił.- Co z tym zrobisz?- zapytałam.
- Załatwię to, obiecuje- odpowiedział.- Teraz spale to pudło, a ty zajmij się się synem. Nie myśl o tym, ten sukinsyn jeszcze będzie błagał Cie o swoje nędzne życie, ale kiedy z nim skończę nie będzie, nawet co po nim zbierać. Idź do małego, a później się połóż.
- A co z Tobą?- zapytałam.
- Ja, muszę się skontaktować z Elijah'ą, rozumiem, że on ma problemy z kobietami, jednak jeżeli nie zaczniemy działać, wszyscy będziemy je mieli i to nie tylko sercowe- powiedział, pocałował mnie i wyszedł.
__________________________________________
Rozdział mi się podoba, nie wiem jak wam, jestem z siebie dumna:)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 16

Kol:

- Ty jesteś Jackson?- zapytałem, kiedy z Damonem, dotarliśmy na bagna. Kol Mikaelson, a to Damon Salvatore. Dobrze, skoro udało nam się spotkać, od razu przejdę do konkretów. Z naszych ustaleń wynika, że w ostatnich tygodniach, miałeś kontakt z Katherine Pierce. Czy to prawda?- zapytałem.
- Zwariowałeś?- zapytał.- Katerina Petrova, nie jest osobą mile widzianą w naszych kręgach.
- Pewna czarownica, przekazała nam informacje, że Katherine, przekazała jej, iż razem z wami ma zamiar pozbyć się swojego sobowtóra, mnie oraz Klausa Mikaelsona, który jak zapewne wiesz jest Pierwotną Hybrydą- wtrącił Damon.
- Wszyscy wiedzą, kim jest Klaus- odpowiedział.- Jednak my, nie mamy z planami Katherine nic wspólnego, jestem przywódcą watahy i zapewne wiedziałbym, gdyby coś takiego mało miejsce- powiedział.
- Mógłbyś, rozejrzeć się po całej waszej społeczności- zasugerowałem.- W końcu, nikt nie chce żeby, ktoś ucierpiał.
- Wilkołaki, już wieki temu, zostały wygnane z Nowego Orleanu, przez waszego przyjaciela Marcela- powiedział.- Do niego powinniście się zgłosić po jakieś informacje, nas wasze sprawy nie dotyczą. Teraz wybaczcie, ale jestem wystarczająco zajęty, żeby jeszcze zajmować się sprawami Pierwotnych- oddalił się, nie czekając nawet na naszą reakcję.
- Co teraz zrobimy?- zapytał Damon.- Myślisz, że on powiedział prawdę? W końcu wilkołakom nie powinniśmy wierzyć.
- Właśnie, więc nie wierzę w ani jedno jego słowo- powiedziałem.- Teraz musimy się, tutaj rozejrzeć.
- Chcesz, coś znaleźć na tym zadupiu? Serio?- jego pytania, powoli zaczynały mnie irytować. Bez słowa ruszyłem w głąb bagien.- No i co? Nikogo tutaj nie ma. Kol, nie uważasz, że powinniśmy wrócić do rezydencji?- zapytał po jakimś czasie.
- Moim zdaniem, musimy się tutaj porządnie rozejrzeć- powtórzyłem- Jeżeli chcesz to idź, nie potrzebuje, twojego marudzenia.
- Dla mnie ty jesteś wielką marudą- powiedział prychając.- Wiesz, mam tego wszystkiego dość. Myślałem, że czeka nas tutaj jakiś przełom, a nie spacerki po bagnach- prychnął po raz drugi.- Ja wracam, do waszego domu, może inni odkryli coś ciekawego- powiedział.
- Jak chcesz- odpowiedziałem.- Powiedz, wszystkim, że za kilka godzin wrócę i powiem co odkryłem, jeżeli oczywiście coś znajdę.
- To do zobaczenia- odpowiedział, odchodząc.
Ruszyłem dalszą drogą w głąb bagien, panowała tutaj kompletna cisza. Jednak w samym centrum lasu zobaczyłem grupkę ludzi, jak mogłem się domyślić byli wilkołakami. Kiedy próbowałem wykorzystać wampirzy słuch i podsłuchać o czym rozmawiali, zauważyłem, że coś jest nie tak, ponieważ nadal panowała cisza.
- Ktoś tutaj wykazuje się brakiem dobrego wychowania- usłyszałem i błyskawicznie się odwróciłem.
- Kim ty do diabła jesteś?- zapytałem nieznajomego mężczyzny.
- Teraz twoim największym koszmarem- odpowiedział.- Życzę miłych snów- usłyszałem i poczułem niewyobrażalny ból, a później była już tylko ciemność.

Caroline:

- Nadal, uważam, że to beznadziejny pomysł- powiedziałam.- W końcu Marcel nie jest jakimś kretynem, żeby uwierzyć, iż nagle chce się z nim spotkać.
- Widać, że nie znasz mężczyzn, kochana- powiedział Klaus.- Każdy z nas, biega za piękną spódniczką- uśmiechnął się.- Caroline, nie martw się, musisz się tylko promiennie uśmiechać, a ten dupek padnie Ci do stóp- nie byłam pewna czy wszystko potoczy się tak gładko, ale poprawiłam ubranie i weszłam do lokalu, Od razu zauważyłam Marcela, który śpiewał na scenie jakiś jazzowy kawałek. Kiedy tylko mnie zobaczył, zakończył występ i podszedł do baru.
- Czego się napije, najpiękniejsza dziewczyna w tym lokalu?- zapytał z uśmiechem.
- Poproszę Krwawą Mary- powiedziałam.- Założę się o wszystko co mam, że wiesz, iż nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o pogodzie. Nie mylę się?- pokiwał głową.- W takim razie, przejdźmy od razu do konkretów, zapewne wiesz również, że w ostatnich czasach dzieję się w naszej społeczności wiele dziwnych rzeczy, w związku z tym wszyscy chcemy wiedzieć jakie stanowisko zajmujesz ty w tej sprawie?- zapytałam.
- Zapewne wszyscy macie mnie za waszego wielkiego wroga- powiedział.- Jednak ja zamierzam pomóc, kiedy zajdzie taka potrzeba, macie moje całkowite poparcie- zdziwiły mnie jego słowa.- W końcu, nikt z nas nie chce, żeby coś zaburzyło nasze życie i nie mogę pozwolić aby nasza społeczność była zagrożona przez jakiegoś dupka, a Klausowi powiedź, żeby był bardziej dyskretny, kiedy wysyła cie na rozmowę pokojową, która krótko mówiąc nie była potrzebna, ponieważ wystarczyło zapytać- dodał, pospiesznie odchodząc.

Bonnie:

Czułam się całkowicie bezsilna, wszyscy nadstawiali karku, tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś pożytecznego, a ja siedziałam w domu, nie robiąc kompletnie niczego.
- Katherine- powiedziałam, chwytając ją za ramię.- Obudź się, musisz dostać, kolejną dawkę krwi.
- Bonnie- powiedziała, otwierając oczy.- On nas wszystkich pozabija, to właśnie jego cel- dodała, wyglądała na nieprzytomną.
- O czym ty mówisz, Katherine?- zapytałam, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.- Kim, jest On, przypomniałaś sobie, coś istotnego?
- Bonnie, On nas wszystkich wymorduje jak kaczki, musicie go powstrzymać!- krzyknęła i zaczęła się ze mną szarpać.
- Uspokój się, Katherine!- przytrzymałam ją, dzięki wykorzystaniu mocy.- Wszystko w porządku, jesteś tutaj bezpieczna, proszę wypij krew, poczujesz się lepiej, zapewne wilczy jad jeszcze sieje spustoszenie w twoim organizmie- powiedziałam, wlewając jej do ust, zawartość szklanki. Zaczęła się powoli uspokajać.
- Bonnie, ja wiem co mówię- powiedziała.- Widziałam go, On zamierza pozbyć się całej naszej społeczności, zawsze dbał o to, żebym nie zobaczyła jego twarzy, ale pamiętam, że tam był, to wszystko jego sprawa, musicie uważać, On ma w kieszeni wilkołaki- dodała.
- Spokojnie, Katherine- powiedziałam.- Wszystko załatwimy, teraz odpocznij, dużo przeszłaś.
- Bonnie, możesz poprosić Elijah'ę, żeby do mnie przyszedł?- poprosiła, kiedy już wychodziłam.- Wiem, że coś się zmieniło i muszę się upewnić co.
- Dobrze, przekażę Elijah'y, kiedy tylko wróci, że na niego czekasz- odpowiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

Elijah:

- W tej sprawie nic nie trzyma się kupy- powiedziała Elena.- W końcu kto miałby chcieć zniszczyć wszystkich, w dodatku wykorzystując do tego Katherine?- zapytała.- Masz jakieś pomysły?
- Rozumiem, jednak myślę, że ona mówi prawdę- powiedziałem.- Myślę, że one obie mówią prawdę. Wszystko za bardzo się skomplikowało.
- Powiedz mi, czy ta cała sytuacja, wpłynie w jakiś sposób na nasz związek?- zapytała.- Przepraszam, źle skonstruowałam pytanie, czy my jeszcze jesteśmy razem?
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałem, chyba trochę za szybko.- Skąd Ci, przyszło do głowy, że już nie jesteśmy?- zapytałem.
- Elijah, możesz oszukać nawet siebie, ale ja widzę jak na nią patrzysz- odpowiedziała.- Widzę, twoją niegasnącą nadzieję w oczach, ten błysk, który mówi, że nadal liczysz, iż wszystko okażę się tylko jakąś większą intrygą, w której Katherine nie brała udziału- powiedziała.
- Eleno, ja nie...- przerwał mi dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, na progu leżało małe zawiniątko, w którym spokojnie spał mały chłopiec. Na kocu leżał zaadresowany do mnie list.

Wiem, że Klaus w końcu na nas zapoluje. Zajmij się moim dzieckiem.
Tyler i ja musimy uciekać. Opowiedz mu kiedyś kim byli jego rodzice.
Hayley.

- Chyba należy teraz zadzwonić do Klausa- powiedziałem do Eleny.- Poczekaj, może telefon do Caroline byłby odpowiedniejszy- wziąłem na ręce dziecko i zaniosłem do salonu.
- Czy to... Czy to jest dziecko Hayley?- zapytała.
- Zapewne, to jest dziecko Tylera i Hayley- odpowiedziałem.- Teraz trzeba zdecydować co z nim zrobić i kto właściwie powinien go wychować.
- Słuchajcie, nie mogę się dodzwonić do Kola- powiedziała Bonnie, wchodząc do salonu.- Czy to jest...- oboje pokiwaliśmy głowami.- Zadzwońcie do Klausa i Caroline chyba powinni się dowiedzieć- dodała.- Wracając Kola, nie odbiera telefonu, a Damon powiedział, że powinien już wrócić do domu, w końcu rozdzielili się kilka godzin temu.
- Pójdę go poszukać, a wy powiadomcie pozostałych o tym chłopcu- powiedziałem.
- Elijah, nie musisz Stefan, Damon i Rebekah już go poszukują, a ty...ty, Katherine prosiła, żebyś do niej przyszedł- powiedziała zakłopotana.
- Dobrze, powiadomcie mnie kiedy, pojawi się Klaus- poprosiłem.- Nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność- spojrzałem na Elenę.

Katherine:

- Wreszcie, dowiem się co się właściwie dzieje- powiedziałam, kiedy Elijah, wszedł do pokoju.
- Należy ci się trochę informacji- powiedział.- Jednak, na początek powiedź mi o kim opowiadałaś dzisiaj Bonnie?- zapytał.- Przypomniałaś sobie coś? Pomyśl na spokojnie, w końcu to może być bardzo ważne.
- Nie wiem nic poza tym co już mówiłam- odpowiedziałam.- Pamiętam tylko, że to mężczyzna, twarzy nie widziałam, a głos zawsze miał przytłumiony.
- Przypomniałaś sobie, co się z Tobą działo zanim trafiłaś do nas?- zapytał, widać było, że to go gryzie.
- Pamiętam tylko niebywałe pragnienie, którego nie potrafiłam powstrzymać- zaczęło mi się zbierać na płacz, nie wiem co się ze mną działo.- Elijah, nie potrafię sobie wyobrazić co zrobiłam tym wszystkim ludziom, ja, to ja zabiłam ich wszystkich, w momencie kiedy chciałam się zmienić, mieliśmy zacząć wszystko od nowa, pamiętasz?- wyglądał jakby coś go bolało, jakbym to ja zadała mu cios.
- Katherine, powinnaś o czymś wiedzieć- zaczął niepewnie.- Ja i Elena...My...- przerwałam mu.
- Jesteście razem- spojrzał na mnie zdziwiony.- Elijah, może i przeszłam przez piekło, ale to nie wpłynęło na mój wzrok- powiedziałam.- Tylko ślepy by nie zauważył, jak ona na Ciebie patrzy, poza tym była tutaj i powiedziała, że od trzech miesięcy jesteście razem.
- Jak to, Elena Ci powiedziała?- zapytał.- Przecież ustaliliśmy, że trzeba poczekać, aż poczujesz się lepiej- powiedział, wyglądał na wzburzonego.- To ja powinienem Ci powiedzieć jak wygląda sytuacja, nie ona.
- Uspokój się Elijah- powiedziałam.- Co się stało, już się nie odstanie. Kocham Cie, naprawdę i cieszę się twoim szczęściem, jednak wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że ty wybrałeś mojego sobowtóra.
- Przepraszam- powiedział tylko.- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz- dodał, wychodząc.

Klaus:

- Ty rzeczywiście zamierzasz go zatrzymać- powiedziałem nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Przecież, mówiłam Ci wcześniej, że zamierzam go wychować- odpowiedziała.- Spójrz tylko, czy on nie jest śliczny?- zapytała, pokazując mi pyzatego noworodka.- No weź go na ręce, zobaczysz jaki jest cudowny- sam nie wiedziałem jak się zachować.
- Caroline, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest wychować dziecko?- zapytałem, mając nadzieję, że ją przekonam.- W końcu ludziom jest trudno, a co dopiero nam, jesteśmy wampirami, pamiętasz?
- Mały Leon, zostaje z nami i kropka- zobaczyłem w jej oczach upór.- Jeżeli chcesz stworzyć, za mną związek, musisz to zaakceptować.
- Nie grasz far- powiedziałem błagalnie.
- I nie zamierzam, ani teraz, ani nigdy- powiedziała z uśmiechem.
- Przepraszam, że wam przerywam- powiedziała Rebekah.- Musicie coś zobaczyć- wyszliśmy za nią do salonu.- Spójrzcie na to- podała nam zdjęcia, na których był zmasakrowany Kol.
- Co to ma znaczyć?- zapytałem zdenerwowany.- Gdzie jest nasz brat?
- Do zdjęć było doręczone to- powiedział Elijah, podając mi kartkę papieru.

To dopiero początek. Czekajcie na kolejne wskazówki.
Jestem coraz bliżej. Do zobaczenia wkrótce...
Wasz A.

- Kto to jest do diabła?- zadał pytanie Stefan.- Czego właściwie chce?
- Nie mam pojęcia- powiedziałem.- Teraz nie mamy na to czasu, musimy przeszukać cały Nowy Orlean, kawałek po kawałku, dzielimy się na grupy, Damon, Stefan, Rebekah idą razem, Elijah, Elena, Bonnie, ja idę na spotkanie z Marcelem.
- A co ze mną?- zapytała Caroline.
- Ty zostajesz z Leonem w domu, nasz syn musi być bezpieczny przy matce- odpowiedziałem.- Poza tym, ktoś musi pilnować Katherine, jest jeszcze zbyt słaba, żeby zostać sama- dodałem.- Co się tak patrzycie> Tracimy czas, ruchy- zawołałem.- Kol potrzebuje pomocy, wszyscy mają być pod telefonem- wyszedłem, nie czekając na ich reakcje.
_________________________________________________
Kolejny rozdział już 26.04- czekajcie:)

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 15

Elijah:

- Elijah, co ja tutaj robię?- zapytała Katherine, kiedy przyszedłem podać jej krew.- Powiedz, jak się tutaj znalazłam- wyglądała na szczerze zdziwioną całą sytuacją.
- Katerino, jak to możliwe, że nie wiesz jak się tutaj znalazłaś?- byłem zszokowany, nie tego się spodziewałem.- Niestety, nie jestem w stanie, powiedzieć Ci co się z Tobą działo, zanim stanęłaś w naszych drzwiach. Jedyne co udało na się dotychczas ustalić, to to, że byłaś cała we krwi, nie tylko swojej, ale również ludzkiej, nie wiemy jeszcze do kogo należy, jednak teraz powiedz jak się czujesz?- zapytałem.- Byliśmy zmuszeni do podania ci krwi Klausa, ponieważ byłaś bardzo pokąsana przez wilkołaki.
- Ja i wilkołaki?- zapytała.- Elijah, przecież wiesz, że trzymam się od nich z daleka. Poza tym byłam na spotkaniu z Gią, musiałam się przed kimś wygadać po naszej sprzeczce. Kochanie, wiem że życie ze mną nie jest łatwe i za pewne nigdy nie będzie- uśmiechnęła się- ale uwierz mi postaram się, żebyśmy byli razem szczęśliwi. Przepraszam, za wszystkie moje humory.
- Katerino- byłem wstrząśnięty.- My...my, powiedz mi, kim jest Gia, z którą spotkałaś się kilka tygodni temu?
- Kilka tygodni temu?- po raz kolejny odniosłem wrażenie, że jej zdziwienie jest szczere.- Elijah, przecież to było wczoraj, jesteś przemęczony i wszystko Ci się pomieszało. A wracając do twojego pytania, Gia to moja przyjaciółka, jest czarownicą i kilka razy uratowała mi skórę, jeśli wiesz co mam na myśli- uśmiechnęła się
- Wiem, że to dość dziwne pytanie, ale jaka wczoraj była data, pamiętasz? Musimy ustalić, czy nie straciłaś pamięci w skutek wypadku- wyjaśniłem, aby nie nabrała żadnych podejrzeń.
- Wtorek, dwudziesty piąty maj- odpowiedziała pewnie.- Zgadza się?
- Porozmawiamy później- odpowiedziałem.- Widocznie, jesteś wycieńczona wilczym jadem, musisz dojść do siebie, odpowiem ci na wszystkie pytania, kiedy poczujesz się lepiej- wstałem z zamiarem wyjścia.
- Nie pocałujesz mnie?- zapytała.- Przecież przeprosiłam, chyba zasłużyłam na małego całusa.
- Oczywiście- pocałowałem ją.- Teraz grzecznie, odpoczywaj.

***

- Elijah, czy tyś kompletnie zdurniał?- zapytał Klaus.- Nie wierzę, że to mówię, ale Elena ma rację, Katherine ewidentnie udaje, nie widzisz tego?
- Katherine, to podła manipulatorka- wtrąciła Elena.- Założę się, że świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że jesteśmy razem i chce to zrujnować!
- Ciebie rozumiem, Eleno- powiedziałem.- Jednak wszyscy chyba nie możemy zaprzeczyć, że Katherine podała datę z przed trzech miesięcy. Czy to nie wydaje wam się dziwne? Do tego dochodzą wilkołaki, od których zawsze trzymała się z daleka oraz Gia jej przyjaciółka czarownica, z którą się spotkała, a później zapadła pod ziemię na kilkanaście tygodni.
- Elijah, ma rację- poparł mnie Kol.- Katherine owszem jest podłą suką, ale zawsze dba o swój tyłek i mogę dać się pokroić za to, że nigdy nie naraziła by się na śmierć tylko po to, żeby nas zmylić.
- Właśnie, przecież Klaus chciał ją zabić- wtrąciła Bonnie.- Zawsze mógł nie podać jej swojej krwi. Wracając do tej Gii, zdaje mi się, że już ją spotkaliśmy.
- My również- wtrącił się do rozmowy Stefan.- Gia Gemini, to bardzo potężna czarownica, lepiej nie zadzierać z szabatem, którego jest przywódczynią. Jest dość okrutna, kiedy chce dostać to, na czym jej zależy.
- Nic więc, dziwnego, że zaprzyjaźniła się z Katherine- zauważyła Rebekah.- Ciągnie swój do swego.
- Te złośliwości, są nie na miejscu- powiedziałem.- Muszę jak najszybciej skontaktować się z tą dziewczyną. Stefan, Rebekah, mogli byście pójść ze mną? Jeżeli masz ochotę, możesz do nas dołączyć, Eleno. Ktoś musi jednak zostać z Katherine.
- Na nas nie patrz- powiedział Klaus.- Razem z Caroline idziemy na spotkanie z Marcelem.
- Razem z Kolem, mieliśmy pójść na spotkanie z wilkołakami- powiedziała Bonnie.- Jednak on może iść sam, a ja zostanę z Katherine.
- Dziękuje ci Bonnie- powiedziałem z ulgą.- Skoro wszyscy mają już jakieś zadania, czas brać się do pracy, może wreszcie coś się wyjaśni.
- A ja?- zapytał Damon.- O mnie nikt nawet nie wspomniał? Wszyscy coś robią, a ja też chętnie się do czegoś przydam, w końcu ten sukinsyn, który za tym wszystkim stoi, wymazał mi pamięć, nie będę biernie czekał, aż zaatakuje nas wszystkich. Jeżeli chcecie, mogę razem z Kolem iść na spotkanie z wilkołakami.
- Sami zdecydujcie- powiedziałem.- Jednak, przyznam, że mojemu bratu przydało by się jakieś wsparcie- Kol pokiwał głową.- W takim razie jesteśmy w kontakcie- zakończyłem.

Elena:

- Rebeko, możemy porozmawiać?- zapytałam, kiedy Elena i Stefan, oddalili się od nas.- Wiem, że za sobą nie przepadamy, ale chciałabym poznać twoje zdanie, na temat mojego związku z twoim bratem.
- Mam być szczera?- pokiwałam głową.- Nie znoszę ani Ciebie ani Katherine i nie wiem, która z was jest gorsza. Czy ty i to twoje wieczne zgrywanie męczennicy, czy Katherine i jej myślenie wyłącznie o własnym tyłku. Jednak zależy mi na szczęściu mojego brata i nie będę się do was wtrącała- powiedziała.
- Dziękuje- odpowiedziałam.- Czy ty i Stefan, no wiesz... tak na poważnie?
- Mamy całą wieczność, żeby się przekonać. Poza tym to nie jest twoja sprawa- powiedziała.- Chyba, że jesteś zazdrosna?- zapytała.
- Nie, tylko podobnie do Ciebie, zależy mi na szczęściu Stefana, wystarczająco się w życiu wycierpiał- powiedziałam.
- Nie zapominaj, że ty również jesteś powodem, przez który cierpiał- zauważyła.
- Nie potrzebnie mi to przypominasz. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę, uwierz mi nadal mam wyrzuty sumienia- powiedziałam.
- Dziewczyny, mamy odpowiedni adres!- krzyknął Stefan.- Po spierzcie się!

Elijah:

Obaj ze Stefanem, słyszeliśmy rozmowę dziewczyn, miałem w tej chwili ważniejsze sprawy, ale czułem mieszane uczucia. Wiedziałem, że Elena coś do mnie czuje, jednak teraz kiedy znów pojawiła się Katherine, na dodatek z takimi rewelacjami, wszystko się skomplikowało. Jednak teraz nie mogłem się nawet nad tym zastanowić, ponieważ odnaleźliśmy dom Gii. Zapukałem do drzwi, po chwili stanęła w nich młoda brunetka.
- Dzień dobry- przywitała się.- Nie spodziewałam się wizyty najstarszego z Pierwotnych- powiedziała.
- Widzę, że wiesz kim jestem. W takim wypadku, przejdę do konkretów. Znasz Katherine Pierce?- zapytałem.
- Nie będę z Tobą rozmawiała na jej temat- odpowiedziała.- Przynajmniej nie przy świadkach- wymownie spojrzała na stojących za mną Stefana, Rebekę i Elenę.- Albo porozmawiamy w cztery oczy, albo wcale. Jak będzie?- zapytała.
- Porozmawiamy tylko we dwoje- odpowiedziałem.- Wy wróćcie do rezydencji i poczekajcie na pozostałych- zwróciłem się do moich towarzyszy. Wyraźnie widziałem, że Elenie nie podoba się ten pomysł.
- Zobaczymy się później- powiedział Stefan i cała trójka zostawiła nas samych.
- Co chcesz wiedzieć o Katherine?- zapytała Gia.- Wydawało mi się, że to ty jesteś jej chłopakiem.
- Byłem- odpowiedziałem.- Jednak możesz mi powiedzieć, jak dawno się z nią widziałaś?
- Jakieś trzy miesiące temu- odpowiedziała.- Przyszła, żeby wyżalić się na twoją oziębłość i swojego sobowtóra.
- Mówiła coś o Elenie? Pamiętasz może co dokładnie?- zapytałem.
- To, że ta dziewczyna się do Ciebie zaleca- odparła.- A z tego co dzisiaj widziałam, wynika, że miała racje.
- To nie jest twoja sprawa. Jednak, mnie interesuje, czy wiesz z kim Katherine miała się spotkać, później?- zapytałem.- Zastanów się to bardzo ważne.
- Nie mam pojęcia, jednak muszę przyznać, że zachowywała się dziwnie- odpowiedziała.- Zasugerowała nawet, że wilkołaki załatwią wszystkie jej problemy.
- Wiesz, jakie problemy mogła mieć na myśli?- zapytałem.
- Kiedy ją o to zapytałam, powiedziała, że pozbędzie się zarówno Klausa, Eleny jak i Damona Salvatore. Jednak dla mnie ta cała sprawa była dziwna, ponieważ jak dla mnie ona jakby nie była sobą. Nie potrafię Ci tego wytłumaczyć, ale momentami zachowywała się, jakby ktoś mącił jej w głowie- powiedziała.- Jednak, nie wiem nawet po co o to wszystko pytasz?
- Katherine, po waszym spotkaniu, zapadła się pod ziemię- powiedziałem.- Wczoraj, pojawiła się w naszej rezydencji, cała we krwi i ostatnie co pamięta to wasze spotkanie, więc dziękuje Ci, że mi to wszystko opowiedziałaś. Gdybyś sobie coś przypomniała zadzwoń do mnie- podałem jej numer.- Do zobaczenia.
Po tej rozmowie sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, jeżeli to w ogóle możliwe. Jednak teraz potrzebowałem tylko rozmowy z Eleną, miałem nadzieję, że to mnie uspokoi, bardzo za nią tęskniłem. Liczyłem, również na to, że moje wszystkie wątpliwości znikną.
__________________________________________
W kolejnym rozdziale zobaczymy jak poszły spotkania pozostałych Pierwotnych:)

Obserwatorzy

Szablon by Selly