środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 22- OSTATNI

Elijah:

- Braciszku, wszystko w porządku?- zapytał Kol, wchodząc do pokoju.- Już czas wszystko jest gotowe.
- Zaraz do was przyjdę- odpowiedziałem.- Chce jeszcze przez chwile pobyć sam.
- Elijah, bo ja Ci czegoś nie powiedziałem- spojrzałem na niego pytająco.- Otóż zanim Katherine pomogła mi się uwolnić dała to- podał mi kopertę.- Dla Ciebie, żebym przekazał gdyby coś poszło nie tak. Uważam, że powinieneś to przeczytać, jeszcze przed pogrzebem. Zostawię cie samego, a innym powiem, że dołączysz za dziesięć minut- opuścił pokój.
Drżącymi rękoma rozdarłem papier i wyciągnąłem list.

Kochany Elijah, 

Zapewne jeżeli czytasz ten list, znaczy, że coś jednak poszło nie po naszej myśli i mnie już nie ma na tym świecie. Nie gniewaj się, że tego co tutaj piszę nie powiedziałam Ci w twarz, tylko wysłużyłam się Kolem, ale zrozum nie potrafiłam, za co przepraszam. Jednak teraz nie mam już czasu na składanie przeprosin za wszystkie rzeczy, które zrobiłam, albo tych których nie zrobiłam.Nadeszła pora żebym powiedziała Ci jak bardzo cie kocham. Uwielbiam cie za to co ty zrobiłeś dla mnie, za to, że właściwie stworzyłeś mnie od samego początku. Jak przez mgłę pamiętam tą starą Katherine, mściwą sukę, która myślała wyłącznie o sobie. Natomiast o wiele wyraźniej pamiętam nasze wspólne chwilę. Pamiętasz nasze małe szaleństwo w deszczu, albo kolacje przy świecach? To było takie romantyczne, takie nasze. Naprawdę Ci za te momenty dziękuje. Mam teraz co rozpamiętywać. Teraz powinnam wygłosić pouczenie na przyszłość. Wiem, że ból wampir boli dziesięciokrotnie bardziej niż ten ludzki, jednak proszę żebyś nie płakał za mną, ponieważ czekają Cię jeszcze całe wieki wspaniałego życia i głęboko wierzę, że kiedyś znajdzie się kobieta, która da Ci wiele szczęścia. Proszę Ci jednak, żeby to nie był mój kolejny sobowtór, ponieważ wiem już, że nie jesteś zbyt odporny na nasze wdzięki. Wiem, wiem taka moja mała złośliwość na koniec, mam nadzieję, że wywołałam uśmiech na twojej twarzy. Kocham Cię...
Twoja na zawsze Katherine.

Wytarłem z twarzy łzy wywołane natłokiem wspomnień z tamtych lat. Tutaj w tym miejscu, na grobie
Katherine, po raz kolejny czytałem jej pożegnalny list. Jak przez mgłę pamiętam późniejsze kilka godzin, wszystkie wyrazy współczucia, łzy i pustkę, która zapanowała w moim życiu na kolejne setki lat. Mimo, że od tamtych wydarzeń minęło już pięć wieków, ja nadal ją czuje, czuje jej dotyk, zapach, widuje ją w tłumie ludzi. Jednak kiedy zamykam i ponownie otwieram oczy, okazuje się, że Katherine nigdy tam nie było. W takich chwilach przypominam sobie o naszej miłości, ponieważ wiem, że ona
jest silna i pokona nawet śmierć. Ostatni raz spojrzałem na płytę nagrobną.
- Do zobaczenia za miesiąc- powiedziałem, otarłem jedną samotną łzę i ruszyłem w dalszą drogę.

                                

KONIEC
___________________________________
O rety to naprawdę się stało skończyło się, a myślałam, że to się nigdy nie wydarzy.Co teraz czuje? Jest mi strasznie smutno, bo to opowiadanie chyba uwielbiałam najbardziej, wiecie taka moja mała perełka, w końcu pisałam je prawie dwa lata. Jestem jednocześnie bardzo szczęśliwa, że wytrwałam do końca, ponieważ naprawdę bardzo mało brakowało a zostawiłabym to niedokończone. Oczywiście zawsze mogło być lepiej ale nie ma się nad czym zastanawiać.

Teraz wielkie podziękowania dla was, wiecie takie z całego serducha, za to że byliście, że komentowaliście i dawaliście dużą dawkę motywacji. Mam nadzieję, że nie zawiodłam i bawiliście się dobrze, a może nawet trochę was wzruszyłam. 

Nie zostało mi nic innego jak po raz ostatni prosić was o komentarze i ogólne wrażenia odnośnie bloga. Pozdrawiam i jeszcze raz bardzo dziękuje:)

Wasza Laura:) 

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 21

Tydzień później: 

Elijah:

Ostatnie kilka dni ciągnęło się w nieskończoność, to było prawdziwe piekło. Wszyscy szkoliliśmy się w walce całymi godzinami, a Gia, Bonnie i Devina, która do nas dołączyła na prośbę Marcela, ćwiczyły przeróżne zaklęcia. To poniekąd mnie rozbawiało, ponieważ tak jak powiedziała Elena, kiedy tylko Bonnie dowiedziała się, że na spotkanie z Aronem zamierzamy pójść w piątkę, kategorycznie oświadczyła, że jeżeli ona nie pójdzie, nie pozwoli na to żeby Kol poszedł z nami.
- Braciszku, wszystko w porządku?- zapytał Kol.- Znam Cie i wiem, że ty jako jedyny z nas nienawidzisz walki i uważasz, że wszystko można załatwić dyplomatyczną rozmową, ale chyba już najwyższa pora, żebyś przestał pokładać nadzieje w zwykłych słowach- powiedział.- Wiem, że cały czas myślisz o Katherine. Powiem Ci jedno, ta dziewczyna jest najtwardsza jaką znam, więc nie masz się o co martwić, ona zawsze spada na cztery łapy. Chodź pójdziemy do Bonnie, Caroline i małego Leo, a skoro już o nim mowa jest świetny, ale nawet nie wyobrażasz sobie mojego zdziwienia, kiedy dowiedziałem się, że Klaus został tatusiem- uśmiechnął się co spowodowało, że i ja się uśmiechnąłem.

Caroline:

- Martwię się o Elijah'ę- powiedziałam do Klausa, który był właśnie zajęty zabawą z Leonem.- Prawie w ogóle się nie odzywa. Przyszli tutaj dzisiaj z Kolem, a on nawet nie wziął bratanka na ręce. Klaus- podjęłam po chwili.- Myślisz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem? Nie chce roztaczać czarnych myśli, ale naprawdę bardzo się o was boję, mój strach pogłębia fakt, że nie mogę pójść z wami, a może zostawię Leo z Sophie i do was dołączę?- musiałam spróbować jeszcze raz.
- Nie ma takiej możliwości- odpowiedział stanowczo.- Chce żeby ten mały dżentelmen miał matkę, gdyby...- przerwał.
- Gdyby?- powtórzyłam z naciskiem.- Gdyby, coś poszło nie tak, to chciałeś powiedzieć, prawda Klaus?- zapytałam.- Czyli mimo wszystkich twoich zapewnień, coś może pójść nie po naszej myśli.
- Caroline, nie zachowuj się jak głupia gęś- odpowiedział.- W końcu to oczywiste, idziemy na spotkanie z wrogiem, a nie angielską herbatkę- widząc moją poważną minę dodał.- Znasz mnie i wiesz doskonale, że nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny, poza tym robię to dla Ciebie i małego, żeby mógł dorastać w bezpiecznym świecie- pocałował mnie.- Idę się przygotować, za kilka godzin spotkanie z Aronem- wyszedł.

Elena:

- Cieszę się, że chociaż ty będziesz bezpieczna- powiedziałam, żegnając się z Caroline.
- Nawet mi nie mów- odpowiedziała.- Umrę tutaj z nerwów, zanim wrócicie, ale Klaus się nie ugiął, mimo że próbowałam już chyba wszystkich możliwych metod- wyglądała na naprawdę wkurzoną.
- To straszne, że to powiem, ale w tej kwestii w pełni się z nim zgadzam- odpowiedziałam.
- Tylko obiecaj, że będziecie ostrożni- poprosiła.- Wrócicie cali do domu i jeszcze przyprowadźcie Katherine, wiem, że się nie znosimy, ale tak naprawdę to o nią tutaj chodzi, więc liczę, że za chwilę będzie po wszystkim- powiedziała.
- Jeszcze zdążysz się nią znudzić- odpowiedziałam.- Teraz wybacz, ale chyba trzeba się spieszyć- uściskałam ją jeszcze raz i wyszłam z pozostałymi.
Już po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, jednak panowała głucha cisza.
- Powinniśmy pójść pod grobowiec Gemini- powiedział Elijah.- W końcu w liście było wskazane tamto miejsce.
- To na mnie czekacie- wszyscy odwróciliśmy się jak na komendę.- Przepraszam za spóźnienie- przed nami stał ciemnowłosy mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach.- Jednak zdecydowanie jezt tutaj zbyt duży tłok, w końcu to sprawy rodzinne- powiedział.- Podziękujemy więc panną Gilbert, Bennett, Gemini, Clarie oraz panom Salvatore i Marcelowi Gerardowi, ponieważ mogę się założyć, że gdzieś się tutaj ukrywa wraz z zastępem wampirów.
- Nawet nie myśl sobie, że zostawimy ich bez ochrony- powiedział Damon, zaraz po tych słowach zaczął tarzać się po ziemi z bólu.
- Nadal uważacie, że chcecie zostać?- zapytał Aron, uwalniając Damona z pod władzy zaklęcia, podbiegłam do niego i razem ze Stefanem podnieśliśmy go z ziemi, nie pozostało nam nic innego jak odejść.- A nie zapominajcie zabrać ze sobą panny Katherine Pierce- zawołał za nami.
Razem z Bonnie zaczęłyśmy szukać Katherine po całym cmentarzu. Odnalazłyśmy ją w jednym ze starych sarkofagów. Udało nam się wreszcie ją ocucić.
- On ich wszystkich pozabija- powiedziała tylko i ponownie straciła przytomność.

Elijah:

Kiedy zostaliśmy sami z Aronem atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Nikt nawet się nie odezwał.
- Może zacznijmy od tego- powiedział Aron, a miedzy nami pojawiły się kręgi ognia.
- Kim do diabła jesteś?- zapytał Klaus, który już zaczynał się denerwować.- Czego właściwie chcesz od naszej rodziny?- zadał kolejne pytanie.
- Od waszej rodziny- powtórzył.- Tak się składa, że ja doskonale znam waszą rodzinę- byłem
zdziwiony, ponieważ z tego co pamiętam, nigdy go nie spotkałem.- Otóż wasza rodzina jest również moją- nie mogłem uwierzyć własnym uszom.- Jestem Aron, syn Mikaela i Esther, podkreślam pierworodny syn, ten który podobno zginął jeszcze w Europie.
- Ale jak?- zapytałem.- Jak to możliwe, skoro pamiętam rozpacz rodziców po twojej śmierci.
- Kochany synek Elijah- zakpił.- Rodzice nie chcieli mieć w rodzinie kolejnego czarownika, więc oddali mnie na wychowanie ciotce Dahli. Jednak tak się składa, że ona wychowała mnie na naprawdę potężnego czarownika, a po tym jak dowiedziałem się, że matka i ojciec zamienili was w wampiry, sam postanowiłem wszystkich odnaleźć i zamienić się w nieśmiertelnego. I właśnie w tym miejscu pojawia się twoja postać Niklaus- zwrócił się do Klausa.- Wielka Pierwotna Hybryda, pół wampir, pół wilkołak. Wtedy dopiero zacząłem się zastanawiać. W końcu mnie rodzice oddali, przez moje magiczne zdolności, a Ciebie matka zrobiła sobie z wilkołakiem i jeszcze zamieniła w wampira, jednocześnie tworząc jedną z najsilniejszych istot na ziemi...
- Wtedy postanowiłeś stworzyć, kogoś silniejszego ode mnie- dokończył za niego Klaus.
- Patrzcie, patrzcie nie jesteś takim ignorantem za jakiego Cie miałem- powiedział.- Jednak powiem Ci, że wcale nie jesteś taki silny za jakiego uchodzisz, ponieważ znam twoją słabość. Pozwoliłeś, żeby piękna blond włosa Caroline i mały synek Leon zostali sami w domu.
- Nie waż się ich tknąć!- - krzyknął Klaus, próbując się wydostać z ognistego kręgu.- Jeżeli coś się im stanie, jeżeli choćby włos spadnie im z głów, przysięgam , że Cie dorwę i będziesz umierał w niewyobrażalnych męczarniach!
- Oj Niklaus, powinieneś być o wiele milszy- upomniał go.- Teraz od twojego zachowania zależy ich życie, ponieważ właśnie w tej chwili do pięknej Caroline wybierają się moi ludzie- uśmiechnął się cynicznie.

W tym samym czasie:

Caroline:

- Synku, przynajmniej ty nie stwarzasz mi jeszcze problemów- uśmiechnęłam się, głaskając śpiącego Leo po policzku. Ktoś nagle zadzwonił do drzwi.- Czy oni nie wiedzą do czego służą telefony?- zapytałam sama siebie, idąc otworzyć.
Jednak na progu nie było naszej grupy, tylko czwórka nieznanych mi mężczyzn.
- Przepraszam, kim panowie są?- zapytałam, jednocześnie czując narastający niepokój.
- Teraz to nieważne- odpowiedział jeden z nich.-Źle sformułowałaś pytanie, moja piękna Caroline, powinnaś zapytać, co zamierzamy z Tobą zrobić- jego twarz zaczęła się zmieniać, wiedziałam, że to wilki i myślałam już tylko o małym śpiącym na górze, musiałam ochronić go za wszelką cenę.
- Czego chcecie? Wszyscy poszli na spotkanie z waszym mistrzem- powiedziałam.
- Właśnie o to nam chodzi- odpowiedział.- My przyszliśmy się z Tobą zabawić- dodał i zaczął się do mnie zbliżać.
Nawet się nie zorientowałam kiedy doskoczyła do mnie pozostała trójka. Przez chwile szamotaliśmy się i kiedy wydawało mi się, że to już mój koniec, ktoś ściągnął ze mnie cielska tych facetów. Usłyszałam nagły krzyk Eleny i Bonnie, a później nieznany mi męski głos.
- Dość tego!- krzyknął obcy mi mężczyzna.- Macie natychmiast ją zostawić!- cała czwórka zatrzymała się jak na komendę.
- Jackson, dziki- powiedział Damon.- A ty Caroline, dziękuj Bogu za trzeźwość Katherine. Masz- ugryzł swój nadgarstek.- Mam w sobie krew Klausa, pomoże na ugryzienie wilkołaka- dopiero teraz zorientowałam się i poczułam ogarniająca mnie słabość, napiłam się krwi.
- My z nią zostaniemy, a ty wracaj do Katherine i pozostałych- powiedziała Elena.- Tylko Damon, proszę uważaj na siebie- pocałowali się i Damon wyszedł bez słowa.

Elijah:

- Skończmy wreszcie ten cyrk- powiedział Kol.- Jesteś popieprzonym sukinsynem, więc rób to co zaplanowałeś sobie w tej twojej chorej głowie, bo robisz się za bardzo łzawy.
- Och Kol, bardzo mnie rozczarowujesz- powiedział.- Tak szybko zamierzasz umrzeć i to jeszcze bez żadnej walki, a ja liczyłem na jakąś zabawę, ale skoro tak- nagle poczułem rozdzierający czaszkę ból.- Pomyślmy kto ma zginąć pierwszy, ktoś na ochotnika? Nie więc pomyślmy, Elijah jako ten najstarszy da najlepszy przykład- podszedł do mnie i nie wiadomo skąd zadał mi pierwszy cios.- Zawsze mnie uczono, że nogi powinno się atakować na początek.
- Zostaw go ty sukinsynu!- usłyszałem jeszcze krzyk Klausa, a później było tylko więcej ciosów i ciemność.

- Wstajemy- poczułem silne szarpnięcie i otworzyłem oczy. Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu minęło, ale zauważyłem, że całe moje rodzeństwo zostało zmasakrowane, a do tego Rebekah była nieprzytomna.- Najwyższa pora pożegnać się z tym światem- najpierw zadał mi serię kolejnych uderzeń, a kiedy chciał zadać ostatnie prosto w serce, kołkiem z Białego Dębu, usłyszałem krzyk i poczułem, że ktoś mnie osłania.
- Nie!- to była Katherine, zobaczyłem jak osuwa się z moich ramion na ziemie, a później sprawy potoczyły się bardzo szybko, do akcji wkroczyli Gia, Damon i Stefan przytrzymali Arona, a Marcel zadał mu śmiertelny cios kołkiem. Jednak to wszystko było jakby poza mną, dla mnie liczyła się tylko ona, Katherine, która na moich oczach traciła siły, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Kochany Elijah- wybełkotała.- Mój kochany, proszę nie zapomnij o mnie.
- Nie Katerino, nie zobaczysz wszystko się ułoży, pamiętasz obiecałaś, że będziemy razem szczęśliwi- powiedziałem.
- Kocham Cie, pamiętaj- powiedziała, a na jej ciele, zaczęły pojawiać się sine żyły. Katherine umarła, ratując moje życie, zapłakałem jak małe dziecko.

Kilka godzin później:

Klaus:

- Kto by pomyślał, że ten A to nasz brat- powiedziałem, kiedy po tym wszystkim siedzieliśmy w naszym salonie.- Tak poza tym ktoś wie gdzie jest teraz Elijah?- zapytałem.- Zniknął mi z oczu w tym całym zamieszaniu.
- Próbowałem z nim porozmawiać- odezwał się Kol.- Ale powiedział, że nie ma teraz siły i chce zostać sam- dodał.- Martwię co teraz z nim będzie.
- Niedługo się pozbiera- powiedziałem, chociaż sam jeszcze byłem w szoku.
- Nie wyobrażam sobie, co on teraz musi czuć- powiedziała Rebekah.- Katherine, umarła ratując mu życie, tego nie potrafię sobie uświadomić.
- Co teraz zamierzacie zrobić?- zapytał Finn.- Zostajecie w Nowym Orleanie?
- Nie chce już tutaj żyć- powiedziała Caroline.- Razem z Klausem i naszym synem zamieszkamy gdzieś indziej. To miasto niesie ze sobą zbyt wiele złych wspomnień.
- Najprawdopodobniej przeprowadzimy się do Chicago- powiedziałem.- To bardzo ładne miasto, poza tym daje dużo wspaniałych perspektyw dla rozwoju Leona. A co zamierzacie wy?- zapytałem.
- Razem ze Stefanem chcemy wyjechać do Europy- powiedziała Rebekah.- Damy sobie szanse na odrobinę spokoju.
- My z Bonnie, zamierzamy na jakiś czas osiedlić się w Los Angeles- odpowiedział Kol.- Ona zacznie tam studia od przyszłego semestru, a ja chyba do niej dołączę.
- Elena i ja, zrobimy sobie małą podróż po świecie- powiedział Damon.- Później zdecydujemy co będzie dalej. A co z Elijah'ą, chyba nie powinien teraz zostać sam?
- I nie zostanie- powiedziałem.- Kiedy tylko poczuje się lepiej, zaproponuje żeby dołączył do mnie i Caroline w Chicago. Może przy małym będzie się czuł bardziej potrzebny- dodałem.
- A kto zajmie się pogrzebem Katherine?- zapytała Elena.- Nie można przecież zostawić tego na głowie biednego Elijah'y.
- Ja się tym wszystkim zajmę- powiedział Kol.- Znam kogoś, to to szybko załatwi.
- Dobrze, teraz wszyscy powinni odpocząć- powiedziałem.- Wszystkim zajmiemy się jutro- każdy zaczął się podnosić, a ja nadal siedząc w salonie zastanawiałem się, jak nasi rodzice mogli doprowadzić do tego wszystkiego.
- Klaus, chodź ty również powinieneś się już położyć- powiedziała Caroline, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Idź za chwile do Ciebie dołączę- odpowiedziałem.- Potrzebuje dużej szklanki Brendy- musiałem się znieczulić.
______________________________________________
No i można powiedzieć, że opowiadanie się skończyło, chociaż nie, jeszcze rozdział pożegnalny, który ukarze się w środę. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. A na zdania końcowe i moją mowę przyjdzie jeszcze czas...

Obserwatorzy

Szablon by Selly