Tydzień później:
Elijah:
Ostatnie kilka dni ciągnęło się w nieskończoność, to było prawdziwe piekło. Wszyscy szkoliliśmy się w walce całymi godzinami, a Gia, Bonnie i Devina, która do nas dołączyła na prośbę Marcela, ćwiczyły przeróżne zaklęcia. To poniekąd mnie rozbawiało, ponieważ tak jak powiedziała Elena, kiedy tylko Bonnie dowiedziała się, że na spotkanie z Aronem zamierzamy pójść w piątkę, kategorycznie oświadczyła, że jeżeli ona nie pójdzie, nie pozwoli na to żeby Kol poszedł z nami.
- Braciszku, wszystko w porządku?- zapytał Kol.- Znam Cie i wiem, że ty jako jedyny z nas nienawidzisz walki i uważasz, że wszystko można załatwić dyplomatyczną rozmową, ale chyba już najwyższa pora, żebyś przestał pokładać nadzieje w zwykłych słowach- powiedział.- Wiem, że cały czas myślisz o Katherine. Powiem Ci jedno, ta dziewczyna jest najtwardsza jaką znam, więc nie masz się o co martwić, ona zawsze spada na cztery łapy. Chodź pójdziemy do Bonnie, Caroline i małego Leo, a skoro już o nim mowa jest świetny, ale nawet nie wyobrażasz sobie mojego zdziwienia, kiedy dowiedziałem się, że Klaus został tatusiem- uśmiechnął się co spowodowało, że i ja się uśmiechnąłem.
Caroline:
- Martwię się o Elijah'ę- powiedziałam do Klausa, który był właśnie zajęty zabawą z Leonem.- Prawie w ogóle się nie odzywa. Przyszli tutaj dzisiaj z Kolem, a on nawet nie wziął bratanka na ręce. Klaus- podjęłam po chwili.- Myślisz, że wszystko pójdzie zgodnie z planem? Nie chce roztaczać czarnych myśli, ale naprawdę bardzo się o was boję, mój strach pogłębia fakt, że nie mogę pójść z wami, a może zostawię Leo z Sophie i do was dołączę?- musiałam spróbować jeszcze raz.
- Nie ma takiej możliwości- odpowiedział stanowczo.- Chce żeby ten mały dżentelmen miał matkę, gdyby...- przerwał.
- Gdyby?- powtórzyłam z naciskiem.- Gdyby, coś poszło nie tak, to chciałeś powiedzieć, prawda Klaus?- zapytałam.- Czyli mimo wszystkich twoich zapewnień, coś może pójść nie po naszej myśli.
- Caroline, nie zachowuj się jak głupia gęś- odpowiedział.- W końcu to oczywiste, idziemy na spotkanie z wrogiem, a nie angielską herbatkę- widząc moją poważną minę dodał.- Znasz mnie i wiesz doskonale, że nie pozwolę nikomu skrzywdzić mojej rodziny, poza tym robię to dla Ciebie i małego, żeby mógł dorastać w bezpiecznym świecie- pocałował mnie.- Idę się przygotować, za kilka godzin spotkanie z Aronem- wyszedł.
Elena:
- Cieszę się, że chociaż ty będziesz bezpieczna- powiedziałam, żegnając się z Caroline.
- Nawet mi nie mów- odpowiedziała.- Umrę tutaj z nerwów, zanim wrócicie, ale Klaus się nie ugiął, mimo że próbowałam już chyba wszystkich możliwych metod- wyglądała na naprawdę wkurzoną.
- To straszne, że to powiem, ale w tej kwestii w pełni się z nim zgadzam- odpowiedziałam.
- Tylko obiecaj, że będziecie ostrożni- poprosiła.- Wrócicie cali do domu i jeszcze przyprowadźcie Katherine, wiem, że się nie znosimy, ale tak naprawdę to o nią tutaj chodzi, więc liczę, że za chwilę będzie po wszystkim- powiedziała.
- Jeszcze zdążysz się nią znudzić- odpowiedziałam.- Teraz wybacz, ale chyba trzeba się spieszyć- uściskałam ją jeszcze raz i wyszłam z pozostałymi.
Już po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, jednak panowała głucha cisza.
- Powinniśmy pójść pod grobowiec Gemini- powiedział Elijah.- W końcu w liście było wskazane tamto miejsce.
- To na mnie czekacie- wszyscy odwróciliśmy się jak na komendę.- Przepraszam za spóźnienie- przed nami stał ciemnowłosy mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach.- Jednak zdecydowanie jezt tutaj zbyt duży tłok, w końcu to sprawy rodzinne- powiedział.- Podziękujemy więc panną Gilbert, Bennett, Gemini, Clarie oraz panom Salvatore i Marcelowi Gerardowi, ponieważ mogę się założyć, że gdzieś się tutaj ukrywa wraz z zastępem wampirów.
- Nawet nie myśl sobie, że zostawimy ich bez ochrony- powiedział Damon, zaraz po tych słowach zaczął tarzać się po ziemi z bólu.
- Nadal uważacie, że chcecie zostać?- zapytał Aron, uwalniając Damona z pod władzy zaklęcia, podbiegłam do niego i razem ze Stefanem podnieśliśmy go z ziemi, nie pozostało nam nic innego jak odejść.- A nie zapominajcie zabrać ze sobą panny Katherine Pierce- zawołał za nami.
Razem z Bonnie zaczęłyśmy szukać Katherine po całym cmentarzu. Odnalazłyśmy ją w jednym ze starych sarkofagów. Udało nam się wreszcie ją ocucić.
- On ich wszystkich pozabija- powiedziała tylko i ponownie straciła przytomność.
Elijah:
Kiedy zostaliśmy sami z Aronem atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Nikt nawet się nie odezwał.
- Może zacznijmy od tego- powiedział Aron, a miedzy nami pojawiły się kręgi ognia.
- Kim do diabła jesteś?- zapytał Klaus, który już zaczynał się denerwować.- Czego właściwie chcesz od naszej rodziny?- zadał kolejne pytanie.
- Od waszej rodziny- powtórzył.- Tak się składa, że ja doskonale znam waszą rodzinę- byłem
zdziwiony, ponieważ z tego co pamiętam, nigdy go nie spotkałem.- Otóż wasza rodzina jest również moją- nie mogłem uwierzyć własnym uszom.- Jestem Aron, syn Mikaela i Esther, podkreślam pierworodny syn, ten który podobno zginął jeszcze w Europie.
- Ale jak?- zapytałem.- Jak to możliwe, skoro pamiętam rozpacz rodziców po twojej śmierci.
- Kochany synek Elijah- zakpił.- Rodzice nie chcieli mieć w rodzinie kolejnego czarownika, więc oddali mnie na wychowanie ciotce Dahli. Jednak tak się składa, że ona wychowała mnie na naprawdę potężnego czarownika, a po tym jak dowiedziałem się, że matka i ojciec zamienili was w wampiry, sam postanowiłem wszystkich odnaleźć i zamienić się w nieśmiertelnego. I właśnie w tym miejscu pojawia się twoja postać Niklaus- zwrócił się do Klausa.- Wielka Pierwotna Hybryda, pół wampir, pół wilkołak. Wtedy dopiero zacząłem się zastanawiać. W końcu mnie rodzice oddali, przez moje magiczne zdolności, a Ciebie matka zrobiła sobie z wilkołakiem i jeszcze zamieniła w wampira, jednocześnie tworząc jedną z najsilniejszych istot na ziemi...
- Wtedy postanowiłeś stworzyć, kogoś silniejszego ode mnie- dokończył za niego Klaus.
- Patrzcie, patrzcie nie jesteś takim ignorantem za jakiego Cie miałem- powiedział.- Jednak powiem Ci, że wcale nie jesteś taki silny za jakiego uchodzisz, ponieważ znam twoją słabość. Pozwoliłeś, żeby piękna blond włosa Caroline i mały synek Leon zostali sami w domu.
- Nie waż się ich tknąć!- - krzyknął Klaus, próbując się wydostać z ognistego kręgu.- Jeżeli coś się im stanie, jeżeli choćby włos spadnie im z głów, przysięgam , że Cie dorwę i będziesz umierał w niewyobrażalnych męczarniach!
- Oj Niklaus, powinieneś być o wiele milszy- upomniał go.- Teraz od twojego zachowania zależy ich życie, ponieważ właśnie w tej chwili do pięknej Caroline wybierają się moi ludzie- uśmiechnął się cynicznie.
W tym samym czasie:
Caroline:
- Synku, przynajmniej ty nie stwarzasz mi jeszcze problemów- uśmiechnęłam się, głaskając śpiącego Leo po policzku. Ktoś nagle zadzwonił do drzwi.- Czy oni nie wiedzą do czego służą telefony?- zapytałam sama siebie, idąc otworzyć.
Jednak na progu nie było naszej grupy, tylko czwórka nieznanych mi mężczyzn.
- Przepraszam, kim panowie są?- zapytałam, jednocześnie czując narastający niepokój.
- Teraz to nieważne- odpowiedział jeden z nich.-Źle sformułowałaś pytanie, moja piękna Caroline, powinnaś zapytać, co zamierzamy z Tobą zrobić- jego twarz zaczęła się zmieniać, wiedziałam, że to wilki i myślałam już tylko o małym śpiącym na górze, musiałam ochronić go za wszelką cenę.
- Czego chcecie? Wszyscy poszli na spotkanie z waszym mistrzem- powiedziałam.
- Właśnie o to nam chodzi- odpowiedział.- My przyszliśmy się z Tobą zabawić- dodał i zaczął się do mnie zbliżać.
Nawet się nie zorientowałam kiedy doskoczyła do mnie pozostała trójka. Przez chwile szamotaliśmy się i kiedy wydawało mi się, że to już mój koniec, ktoś ściągnął ze mnie cielska tych facetów. Usłyszałam nagły krzyk Eleny i Bonnie, a później nieznany mi męski głos.
- Dość tego!- krzyknął obcy mi mężczyzna.- Macie natychmiast ją zostawić!- cała czwórka zatrzymała się jak na komendę.
- Jackson, dziki- powiedział Damon.- A ty Caroline, dziękuj Bogu za trzeźwość Katherine. Masz- ugryzł swój nadgarstek.- Mam w sobie krew Klausa, pomoże na ugryzienie wilkołaka- dopiero teraz zorientowałam się i poczułam ogarniająca mnie słabość, napiłam się krwi.
- My z nią zostaniemy, a ty wracaj do Katherine i pozostałych- powiedziała Elena.- Tylko Damon, proszę uważaj na siebie- pocałowali się i Damon wyszedł bez słowa.
Elijah:
- Skończmy wreszcie ten cyrk- powiedział Kol.- Jesteś popieprzonym sukinsynem, więc rób to co zaplanowałeś sobie w tej twojej chorej głowie, bo robisz się za bardzo łzawy.
- Och Kol, bardzo mnie rozczarowujesz- powiedział.- Tak szybko zamierzasz umrzeć i to jeszcze bez żadnej walki, a ja liczyłem na jakąś zabawę, ale skoro tak- nagle poczułem rozdzierający czaszkę ból.- Pomyślmy kto ma zginąć pierwszy, ktoś na ochotnika? Nie więc pomyślmy, Elijah jako ten najstarszy da najlepszy przykład- podszedł do mnie i nie wiadomo skąd zadał mi pierwszy cios.- Zawsze mnie uczono, że nogi powinno się atakować na początek.
- Zostaw go ty sukinsynu!- usłyszałem jeszcze krzyk Klausa, a później było tylko więcej ciosów i ciemność.
- Wstajemy- poczułem silne szarpnięcie i otworzyłem oczy. Nie jestem w stanie powiedzieć ile czasu minęło, ale zauważyłem, że całe moje rodzeństwo zostało zmasakrowane, a do tego Rebekah była nieprzytomna.- Najwyższa pora pożegnać się z tym światem- najpierw zadał mi serię kolejnych uderzeń, a kiedy chciał zadać ostatnie prosto w serce, kołkiem z Białego Dębu, usłyszałem krzyk i poczułem, że ktoś mnie osłania.
- Nie!- to była Katherine, zobaczyłem jak osuwa się z moich ramion na ziemie, a później sprawy potoczyły się bardzo szybko, do akcji wkroczyli Gia, Damon i Stefan przytrzymali Arona, a Marcel zadał mu śmiertelny cios kołkiem. Jednak to wszystko było jakby poza mną, dla mnie liczyła się tylko ona, Katherine, która na moich oczach traciła siły, a ja nie potrafiłem nic zrobić.
- Kochany Elijah- wybełkotała.- Mój kochany, proszę nie zapomnij o mnie.
- Nie Katerino, nie zobaczysz wszystko się ułoży, pamiętasz obiecałaś, że będziemy razem szczęśliwi- powiedziałem.
- Kocham Cie, pamiętaj- powiedziała, a na jej ciele, zaczęły pojawiać się sine żyły. Katherine umarła, ratując moje życie, zapłakałem jak małe dziecko.
Kilka godzin później:
Klaus:
- Kto by pomyślał, że ten A to nasz brat- powiedziałem, kiedy po tym wszystkim siedzieliśmy w naszym salonie.- Tak poza tym ktoś wie gdzie jest teraz Elijah?- zapytałem.- Zniknął mi z oczu w tym całym zamieszaniu.
- Próbowałem z nim porozmawiać- odezwał się Kol.- Ale powiedział, że nie ma teraz siły i chce zostać sam- dodał.- Martwię co teraz z nim będzie.
- Niedługo się pozbiera- powiedziałem, chociaż sam jeszcze byłem w szoku.
- Nie wyobrażam sobie, co on teraz musi czuć- powiedziała Rebekah.- Katherine, umarła ratując mu życie, tego nie potrafię sobie uświadomić.
- Co teraz zamierzacie zrobić?- zapytał Finn.- Zostajecie w Nowym Orleanie?
- Nie chce już tutaj żyć- powiedziała Caroline.- Razem z Klausem i naszym synem zamieszkamy gdzieś indziej. To miasto niesie ze sobą zbyt wiele złych wspomnień.
- Najprawdopodobniej przeprowadzimy się do Chicago- powiedziałem.- To bardzo ładne miasto, poza tym daje dużo wspaniałych perspektyw dla rozwoju Leona. A co zamierzacie wy?- zapytałem.
- Razem ze Stefanem chcemy wyjechać do Europy- powiedziała Rebekah.- Damy sobie szanse na odrobinę spokoju.
- My z Bonnie, zamierzamy na jakiś czas osiedlić się w Los Angeles- odpowiedział Kol.- Ona zacznie tam studia od przyszłego semestru, a ja chyba do niej dołączę.
- Elena i ja, zrobimy sobie małą podróż po świecie- powiedział Damon.- Później zdecydujemy co będzie dalej. A co z Elijah'ą, chyba nie powinien teraz zostać sam?
- I nie zostanie- powiedziałem.- Kiedy tylko poczuje się lepiej, zaproponuje żeby dołączył do mnie i Caroline w Chicago. Może przy małym będzie się czuł bardziej potrzebny- dodałem.
- A kto zajmie się pogrzebem Katherine?- zapytała Elena.- Nie można przecież zostawić tego na głowie biednego Elijah'y.
- Ja się tym wszystkim zajmę- powiedział Kol.- Znam kogoś, to to szybko załatwi.
- Dobrze, teraz wszyscy powinni odpocząć- powiedziałem.- Wszystkim zajmiemy się jutro- każdy zaczął się podnosić, a ja nadal siedząc w salonie zastanawiałem się, jak nasi rodzice mogli doprowadzić do tego wszystkiego.
- Klaus, chodź ty również powinieneś się już położyć- powiedziała Caroline, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Idź za chwile do Ciebie dołączę- odpowiedziałem.- Potrzebuje dużej szklanki Brendy- musiałem się znieczulić.
______________________________________________
No i można powiedzieć, że opowiadanie się skończyło, chociaż nie, jeszcze rozdział pożegnalny, który ukarze się w środę. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. A na zdania końcowe i moją mowę przyjdzie jeszcze czas...