Czekałem już od jakiejś godziny przed uniwersytetem na Caroline. Postanowiłem wziąć się w garść tak jak radził mi mój brat. Wiem, że sytuacja jest beznadziejna, ciąża Hayley wszystko skomplikowała, jednak nie mogę się poddać. Zauważyłem, że dziewczyna wychodzi z budynku.
- Caroline, hej poczekaj- kiedy tylko usłyszała mój głos próbowała uciec.- Chce porozmawiać- chwyciłem go za ramię.
- Puszczaj, nie zamierzam nawet brać pod uwagę twojej obecności- odpowiedziała, szarpiąc się.- Zacznę krzyczeć, jeżeli nie zostawisz mnie w spokoju.
- Proszę tylko o pięć minut rozmowy- sam nie byłem w stanie uwierzyć w błagalny ton swojego głosu.
- Masz pięć minut- odpowiedziała zrezygnowana.- Nawet nie próbuj przedłużać- uśmiechnąłem się mimowolnie. Dawna Caroline wróciła.
Przeszliśmy się do mojej ulubionej kawiarni i usiedliśmy przy oknie. Nie wiedziałem od czego właściwie zacząć, aby nie posłała mnie do stu diabłów na samy początku.
- Zamierzasz coś powiedzieć czy przyszliśmy tutaj żaby sobie pomilczeć?- zapytała, kiedy cisza zbyt się przedłużała.
- Wiem, że sytuacja między nami zmieniła się- zacząłem- i doskonale wiem, iż wszystko z mojej winy. Jednak nie chce tracić twojej przyjaźni- prychnęła.- Wiesz, że jesteś dla mnie niezwykle ważna- spojrzała na mnie.- Nie próbuj udawać, że o tym nie wiedziałaś, cała wasza ferajna wysyłała cie żebyś odwracała moją uwagę, kiedy coś knuliście- uśmiechnąłem się na widok jej zakłopotania.- Próbuje ci właśnie wyjaśnić, że to co zaszło między mną, a Hayley było dla mnie tylko przygodą- nagle spoważniała.- Na początku nie zamierzałem się zająć ani nią ani dzieckiem, ale uznałem to za mój obowiązek, chciałbym żebyś pomogła mi poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, oczywiście jako przyjaciółka- zakończyłem swój monolog.
- Dlaczego i to wszystko mówisz?- zapytała.- Wiesz, że nasza przyjaźń jest niemożliwa. Naprawdę chciałam dać ci szanse na udowodnienie wszystkim, że nie jesteś tylko łajdakiem, ale ty zawsze musisz coś schrzanić- chciałem coś powiedzieć.- Nie przerywaj mi, nie chodzi w tym wszystkim tylko o Hayley i wasze dziecko, zniszczyłeś życie moim przyjaciołom, mnie i Tylerowi, dopiero teraz zaczynamy sobie wszystko odbudowywać i nie ma tam miejsca dla ciebie.
- Czy Tyler, przyjechał do Nowego Orleanu?- zapytałem, zastanawiając się czy dobrze zrozumiałem podtekst jej słów.
- Przyjechał do nie wczoraj i staramy się zbudować nasz związek od podstaw- odpowiedziała z uśmiechem.- Widzisz jestem szczęśliwa, a ty idź swoją drogą i ułóż sobie życie z matką twojego dziecka- wstała od stolika.- Żegnaj Klaus.
***
Elijah:
- Powiesz mi, co się stało z Damonem?- zapytałem Stefana, kiedy udało mi się wreszcie skontaktować z nim i Rebeką.- Chciałbym się dowiedzieć co wy robicie razem i z czym się to wiąże.
- Rozumiem twoje zaciekawienie, Elijah- odpowiedziała oja siostra.- Przypuszcza, że jesteś tak dobrze poinformowany przez pannę Gilbert, że wiesz o jej rozstaniu z Damonem- pokiwałem głową.- Powiedziała ci na pewno również o powodzie ich zerwania i w jaki sposób potrafiła wzbudzić w nim poczucie winy?- nie zdawałem sobie sprawy o czym mówi Rebekah.
- Pozwól, że ja ci to wyjaśnię- wtrącił się Stefan.- Elena po śmierci Jeremy'ego wyłączyła swoje człowieczeństwo- nawet nie wiedziałem o jago śmierci.- Prawie zabiła Bonnie i Caroline, a my z Damonem staraliśmy się ją przywrócić i jak widać udało się. Jednak Elena nadal na początku była rozchwiana emocjonalnie i obwiniała o wszystko mojego brata, a wiesz jaki jest Damon, zaczął myśleć, że ona ma racje i sam od niej odszedł zanim zaczęłoby się piekło- słuchałem wszystkiego będąc w coraz większym szoku.
- Musisz trzymać Katherine z dala od Damona- poprosiła Rebekah.- Ona buntuje tego pajaca przeciw całemu światu.
- Siostrzyczko zapominasz, że nasz brat niebawem pojawi się w mieście- oświadczyłem.- Jak mam niby pilnować jednocześnie jego i Katherine?
- Myślę, że znajdę sposób na pilnowanie Kola- spojrzałem na Stefana pytająco.- Mamy bardzo pomocną osobę w zanadrzu.
***
Bonnie:
- Stefan ty chyba oszalałeś!- wrzasnęłam zszokowana.- Mam znosić tego niedojrzałego dupka.
- Taka sytuacja nie potrwa długo- powiedział.- Elijah nie jest w stanie pilnować go jednocześnie mając na oku nieznośną Katherine, potrzebuje pomocy.
- Ja mam być taką pomocą?- zapytałam.
- Jesteś jedyną znaną nam osobą, która jest w stanie go unieszkodliwić, gdyby był niegrzeczny- uśmiechnął się do mnie przymilnie.- Proszę cie Bonnie, pomóż nam.
- Czy ja ci kiedykolwiek czegoś odmówiłam?- zapytałam retorycznie.
- Wiesz, że cie kocham- uściskał mnie serdecznie.
Już dwie godziny po tej rozmowie starałam się odnaleźć Kola we wszystkich znanych mi barach Nowego Orleanu. Jak to zwykle bywa z moim szczęściem musiałam zaliczyć już dziesięć zanim odnalazłam go w kolejnym. Dobrze, że byłam nieźle wstawiona, ponieważ inaczej nie zniosłabym jego chamstwa. Przysiadłam się do baru i tylko czekałam, aż mnie zaczepi.
- Cześć czarnulko- nie naczekała się zbyt długo.- Mogę postawić ci drinka? Co taka piękna kobieta robi sama w barze?
- Nie musisz mi słodzić- odpowiedziałam.- Jeżeli nie jesteś dupkiem chętnie się z tobą napije.
- Kolejka dla tej pani- wrzasnął do barmana.- Powiedz mi coś o sobie, czarnulko.
- Jestem Bonnie- powiedziałam.- A pan, Panie pochlebco, to?
- Kol- odpowiedział.- Jesteś bardzo tajemnicza, co cie sprowadza do Nowego Orleanu?
- Przyjechałam na studia razem z przyjaciółkami- odpowiedziałam.- Chyba nie będziemy zanudzać się tysiącami szczegółów? Przyszłam tutaj żeby się zabawić.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- odpowiedział i pociągnął nie na parkiet.
Sama nie wiem kiedy to się stało, ale naprawdę zaczęła się w jego towarzystwie świetnie bawić. Możliwe, że to przez ilość wypitego alkoholu, ale odkryłam, że Kol jest zabawnym facetem, a w pewnym momencie zaczęliśmy nawet ze sobą flirtować.
***
Elijah:
Mimo nadal napiętej atmosfery między mną, a Katherine postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Przygotowałem wykwitną kolacje, kupiłem jej ulubione wino i czekałem, aż wróci do domu. Pojawiła się po około trzydziestu minutach, początkowo udając, że w ogóle mnie nie zauważa. Poszła pod prysznic nawet nie mówiąc głupiego "dobry wieczór". Strasznie mnie to rozzłościło i postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce.
- Może raczyłabyś zwrócić na nie swoją uwagę?- zapytałem odwracając ją w swoją stronę.- Nie uważasz, że powinniśmy coś ustalić w naszej sprawie.
- Mam stać w samym ręczniku?- zapytała, jednocześnie przymilając się uwodzicielko.
- Przestań!- wrzasnąłem, potrząsając ją.- Najpierw wysyłasz mnie do diabła, a teraz udajesz, że nic się nie stało? Mam tego serdecznie dosyć, rozumiesz?
- Elijah, przepraszam- wyszeptała.- Ogarnęła mnie taka zazdrość, że przestałam myśleć racjonalnie- powiedziała.- Wiem, że jesteś najcudowniejszy mężczyzną jakiego kiedykolwiek było dane mi spotkać, ale nie potrafię znieść myśli, że bardziej otwierasz się przed moim sobowtórem zamiast przede mną.
- Ty po prostu chcesz mnie sobie podporządkować- odpowiedziałem.- Zamiast zauważyć, że to ty powinnaś się zmienić, ale albo to zrobisz, albo będziemy musieli się pożegnać.
- Zmienię się Elijah, przysięgam- obiecała i zaczęła nie całować. Nasze intymne chwile zostały jednak prawie natychmiast przerwane przez dźwięk mojego telefonu.
- Nawet nie waż się odbierać- ostrzegła Katherine. Starałem się ignorować natarczywy dzwonek, jednak kiedy rozbrzmiał po raz czwarty, musiałem odebrać.
- Elijah, potrzebuje twojej pomocy- usłyszałem w słuchawce głos Eleny.
_________________________________________________________
Kompletny brak weny dopadł i mnie:(