Kol:
- Ty jesteś Jackson?- zapytałem, kiedy z Damonem, dotarliśmy na bagna. Kol Mikaelson, a to Damon Salvatore. Dobrze, skoro udało nam się spotkać, od razu przejdę do konkretów. Z naszych ustaleń wynika, że w ostatnich tygodniach, miałeś kontakt z Katherine Pierce. Czy to prawda?- zapytałem.
- Zwariowałeś?- zapytał.- Katerina Petrova, nie jest osobą mile widzianą w naszych kręgach.
- Pewna czarownica, przekazała nam informacje, że Katherine, przekazała jej, iż razem z wami ma zamiar pozbyć się swojego sobowtóra, mnie oraz Klausa Mikaelsona, który jak zapewne wiesz jest Pierwotną Hybrydą- wtrącił Damon.
- Wszyscy wiedzą, kim jest Klaus- odpowiedział.- Jednak my, nie mamy z planami Katherine nic wspólnego, jestem przywódcą watahy i zapewne wiedziałbym, gdyby coś takiego mało miejsce- powiedział.
- Mógłbyś, rozejrzeć się po całej waszej społeczności- zasugerowałem.- W końcu, nikt nie chce żeby, ktoś ucierpiał.
- Wilkołaki, już wieki temu, zostały wygnane z Nowego Orleanu, przez waszego przyjaciela Marcela- powiedział.- Do niego powinniście się zgłosić po jakieś informacje, nas wasze sprawy nie dotyczą. Teraz wybaczcie, ale jestem wystarczająco zajęty, żeby jeszcze zajmować się sprawami Pierwotnych- oddalił się, nie czekając nawet na naszą reakcję.
- Co teraz zrobimy?- zapytał Damon.- Myślisz, że on powiedział prawdę? W końcu wilkołakom nie powinniśmy wierzyć.
- Właśnie, więc nie wierzę w ani jedno jego słowo- powiedziałem.- Teraz musimy się, tutaj rozejrzeć.
- Chcesz, coś znaleźć na tym zadupiu? Serio?- jego pytania, powoli zaczynały mnie irytować. Bez słowa ruszyłem w głąb bagien.- No i co? Nikogo tutaj nie ma. Kol, nie uważasz, że powinniśmy wrócić do rezydencji?- zapytał po jakimś czasie.
- Moim zdaniem, musimy się tutaj porządnie rozejrzeć- powtórzyłem- Jeżeli chcesz to idź, nie potrzebuje, twojego marudzenia.
- Dla mnie ty jesteś wielką marudą- powiedział prychając.- Wiesz, mam tego wszystkiego dość. Myślałem, że czeka nas tutaj jakiś przełom, a nie spacerki po bagnach- prychnął po raz drugi.- Ja wracam, do waszego domu, może inni odkryli coś ciekawego- powiedział.
- Jak chcesz- odpowiedziałem.- Powiedz, wszystkim, że za kilka godzin wrócę i powiem co odkryłem, jeżeli oczywiście coś znajdę.
- To do zobaczenia- odpowiedział, odchodząc.
Ruszyłem dalszą drogą w głąb bagien, panowała tutaj kompletna cisza. Jednak w samym centrum lasu zobaczyłem grupkę ludzi, jak mogłem się domyślić byli wilkołakami. Kiedy próbowałem wykorzystać wampirzy słuch i podsłuchać o czym rozmawiali, zauważyłem, że coś jest nie tak, ponieważ nadal panowała cisza.
- Ktoś tutaj wykazuje się brakiem dobrego wychowania- usłyszałem i błyskawicznie się odwróciłem.
- Kim ty do diabła jesteś?- zapytałem nieznajomego mężczyzny.
- Teraz twoim największym koszmarem- odpowiedział.- Życzę miłych snów- usłyszałem i poczułem niewyobrażalny ból, a później była już tylko ciemność.
Caroline:
- Nadal, uważam, że to beznadziejny pomysł- powiedziałam.- W końcu Marcel nie jest jakimś kretynem, żeby uwierzyć, iż nagle chce się z nim spotkać.
- Widać, że nie znasz mężczyzn, kochana- powiedział Klaus.- Każdy z nas, biega za piękną spódniczką- uśmiechnął się.- Caroline, nie martw się, musisz się tylko promiennie uśmiechać, a ten dupek padnie Ci do stóp- nie byłam pewna czy wszystko potoczy się tak gładko, ale poprawiłam ubranie i weszłam do lokalu, Od razu zauważyłam Marcela, który śpiewał na scenie jakiś jazzowy kawałek. Kiedy tylko mnie zobaczył, zakończył występ i podszedł do baru.
- Czego się napije, najpiękniejsza dziewczyna w tym lokalu?- zapytał z uśmiechem.
- Poproszę Krwawą Mary- powiedziałam.- Założę się o wszystko co mam, że wiesz, iż nie przyszłam tutaj, żeby rozmawiać o pogodzie. Nie mylę się?- pokiwał głową.- W takim razie, przejdźmy od razu do konkretów, zapewne wiesz również, że w ostatnich czasach dzieję się w naszej społeczności wiele dziwnych rzeczy, w związku z tym wszyscy chcemy wiedzieć jakie stanowisko zajmujesz ty w tej sprawie?- zapytałam.
- Zapewne wszyscy macie mnie za waszego wielkiego wroga- powiedział.- Jednak ja zamierzam pomóc, kiedy zajdzie taka potrzeba, macie moje całkowite poparcie- zdziwiły mnie jego słowa.- W końcu, nikt z nas nie chce, żeby coś zaburzyło nasze życie i nie mogę pozwolić aby nasza społeczność była zagrożona przez jakiegoś dupka, a Klausowi powiedź, żeby był bardziej dyskretny, kiedy wysyła cie na rozmowę pokojową, która krótko mówiąc nie była potrzebna, ponieważ wystarczyło zapytać- dodał, pospiesznie odchodząc.
Bonnie:
Czułam się całkowicie bezsilna, wszyscy nadstawiali karku, tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś pożytecznego, a ja siedziałam w domu, nie robiąc kompletnie niczego.
- Katherine- powiedziałam, chwytając ją za ramię.- Obudź się, musisz dostać, kolejną dawkę krwi.
- Bonnie- powiedziała, otwierając oczy.- On nas wszystkich pozabija, to właśnie jego cel- dodała, wyglądała na nieprzytomną.
- O czym ty mówisz, Katherine?- zapytałam, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.- Kim, jest On, przypomniałaś sobie, coś istotnego?
- Bonnie, On nas wszystkich wymorduje jak kaczki, musicie go powstrzymać!- krzyknęła i zaczęła się ze mną szarpać.
- Uspokój się, Katherine!- przytrzymałam ją, dzięki wykorzystaniu mocy.- Wszystko w porządku, jesteś tutaj bezpieczna, proszę wypij krew, poczujesz się lepiej, zapewne wilczy jad jeszcze sieje spustoszenie w twoim organizmie- powiedziałam, wlewając jej do ust, zawartość szklanki. Zaczęła się powoli uspokajać.
- Bonnie, ja wiem co mówię- powiedziała.- Widziałam go, On zamierza pozbyć się całej naszej społeczności, zawsze dbał o to, żebym nie zobaczyła jego twarzy, ale pamiętam, że tam był, to wszystko jego sprawa, musicie uważać, On ma w kieszeni wilkołaki- dodała.
- Spokojnie, Katherine- powiedziałam.- Wszystko załatwimy, teraz odpocznij, dużo przeszłaś.
- Bonnie, możesz poprosić Elijah'ę, żeby do mnie przyszedł?- poprosiła, kiedy już wychodziłam.- Wiem, że coś się zmieniło i muszę się upewnić co.
- Dobrze, przekażę Elijah'y, kiedy tylko wróci, że na niego czekasz- odpowiedziałam, zamykając za sobą drzwi.
Elijah:
- W tej sprawie nic nie trzyma się kupy- powiedziała Elena.- W końcu kto miałby chcieć zniszczyć wszystkich, w dodatku wykorzystując do tego Katherine?- zapytała.- Masz jakieś pomysły?
- Rozumiem, jednak myślę, że ona mówi prawdę- powiedziałem.- Myślę, że one obie mówią prawdę. Wszystko za bardzo się skomplikowało.
- Powiedz mi, czy ta cała sytuacja, wpłynie w jakiś sposób na nasz związek?- zapytała.- Przepraszam, źle skonstruowałam pytanie, czy my jeszcze jesteśmy razem?
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałem, chyba trochę za szybko.- Skąd Ci, przyszło do głowy, że już nie jesteśmy?- zapytałem.
- Elijah, możesz oszukać nawet siebie, ale ja widzę jak na nią patrzysz- odpowiedziała.- Widzę, twoją niegasnącą nadzieję w oczach, ten błysk, który mówi, że nadal liczysz, iż wszystko okażę się tylko jakąś większą intrygą, w której Katherine nie brała udziału- powiedziała.
- Eleno, ja nie...- przerwał mi dzwonek do drzwi. Poszedłem otworzyć, na progu leżało małe zawiniątko, w którym spokojnie spał mały chłopiec. Na kocu leżał zaadresowany do mnie list.
Wiem, że Klaus w końcu na nas zapoluje. Zajmij się moim dzieckiem.
Tyler i ja musimy uciekać. Opowiedz mu kiedyś kim byli jego rodzice.
Hayley.
- Chyba należy teraz zadzwonić do Klausa- powiedziałem do Eleny.- Poczekaj, może telefon do Caroline byłby odpowiedniejszy- wziąłem na ręce dziecko i zaniosłem do salonu.
- Czy to... Czy to jest dziecko Hayley?- zapytała.
- Zapewne, to jest dziecko Tylera i Hayley- odpowiedziałem.- Teraz trzeba zdecydować co z nim zrobić i kto właściwie powinien go wychować.
- Słuchajcie, nie mogę się dodzwonić do Kola- powiedziała Bonnie, wchodząc do salonu.- Czy to jest...- oboje pokiwaliśmy głowami.- Zadzwońcie do Klausa i Caroline chyba powinni się dowiedzieć- dodała.- Wracając Kola, nie odbiera telefonu, a Damon powiedział, że powinien już wrócić do domu, w końcu rozdzielili się kilka godzin temu.
- Pójdę go poszukać, a wy powiadomcie pozostałych o tym chłopcu- powiedziałem.
- Elijah, nie musisz Stefan, Damon i Rebekah już go poszukują, a ty...ty, Katherine prosiła, żebyś do niej przyszedł- powiedziała zakłopotana.
- Dobrze, powiadomcie mnie kiedy, pojawi się Klaus- poprosiłem.- Nie mogę odkładać tej rozmowy w nieskończoność- spojrzałem na Elenę.
Katherine:
- Wreszcie, dowiem się co się właściwie dzieje- powiedziałam, kiedy Elijah, wszedł do pokoju.
- Należy ci się trochę informacji- powiedział.- Jednak, na początek powiedź mi o kim opowiadałaś dzisiaj Bonnie?- zapytał.- Przypomniałaś sobie coś? Pomyśl na spokojnie, w końcu to może być bardzo ważne.
- Nie wiem nic poza tym co już mówiłam- odpowiedziałam.- Pamiętam tylko, że to mężczyzna, twarzy nie widziałam, a głos zawsze miał przytłumiony.
- Przypomniałaś sobie, co się z Tobą działo zanim trafiłaś do nas?- zapytał, widać było, że to go gryzie.
- Pamiętam tylko niebywałe pragnienie, którego nie potrafiłam powstrzymać- zaczęło mi się zbierać na płacz, nie wiem co się ze mną działo.- Elijah, nie potrafię sobie wyobrazić co zrobiłam tym wszystkim ludziom, ja, to ja zabiłam ich wszystkich, w momencie kiedy chciałam się zmienić, mieliśmy zacząć wszystko od nowa, pamiętasz?- wyglądał jakby coś go bolało, jakbym to ja zadała mu cios.
- Katherine, powinnaś o czymś wiedzieć- zaczął niepewnie.- Ja i Elena...My...- przerwałam mu.
- Jesteście razem- spojrzał na mnie zdziwiony.- Elijah, może i przeszłam przez piekło, ale to nie wpłynęło na mój wzrok- powiedziałam.- Tylko ślepy by nie zauważył, jak ona na Ciebie patrzy, poza tym była tutaj i powiedziała, że od trzech miesięcy jesteście razem.
- Jak to, Elena Ci powiedziała?- zapytał.- Przecież ustaliliśmy, że trzeba poczekać, aż poczujesz się lepiej- powiedział, wyglądał na wzburzonego.- To ja powinienem Ci powiedzieć jak wygląda sytuacja, nie ona.
- Uspokój się Elijah- powiedziałam.- Co się stało, już się nie odstanie. Kocham Cie, naprawdę i cieszę się twoim szczęściem, jednak wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że ty wybrałeś mojego sobowtóra.
- Przepraszam- powiedział tylko.- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz- dodał, wychodząc.
Klaus:
- Ty rzeczywiście zamierzasz go zatrzymać- powiedziałem nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Przecież, mówiłam Ci wcześniej, że zamierzam go wychować- odpowiedziała.- Spójrz tylko, czy on nie jest śliczny?- zapytała, pokazując mi pyzatego noworodka.- No weź go na ręce, zobaczysz jaki jest cudowny- sam nie wiedziałem jak się zachować.
- Caroline, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest wychować dziecko?- zapytałem, mając nadzieję, że ją przekonam.- W końcu ludziom jest trudno, a co dopiero nam, jesteśmy wampirami, pamiętasz?
- Mały Leon, zostaje z nami i kropka- zobaczyłem w jej oczach upór.- Jeżeli chcesz stworzyć, za mną związek, musisz to zaakceptować.
- Nie grasz far- powiedziałem błagalnie.
- I nie zamierzam, ani teraz, ani nigdy- powiedziała z uśmiechem.
- Przepraszam, że wam przerywam- powiedziała Rebekah.- Musicie coś zobaczyć- wyszliśmy za nią do salonu.- Spójrzcie na to- podała nam zdjęcia, na których był zmasakrowany Kol.
- Co to ma znaczyć?- zapytałem zdenerwowany.- Gdzie jest nasz brat?
- Do zdjęć było doręczone to- powiedział Elijah, podając mi kartkę papieru.
To dopiero początek. Czekajcie na kolejne wskazówki.
Jestem coraz bliżej. Do zobaczenia wkrótce...
Wasz A.
- Kto to jest do diabła?- zadał pytanie Stefan.- Czego właściwie chce?
- Nie mam pojęcia- powiedziałem.- Teraz nie mamy na to czasu, musimy przeszukać cały Nowy Orlean, kawałek po kawałku, dzielimy się na grupy, Damon, Stefan, Rebekah idą razem, Elijah, Elena, Bonnie, ja idę na spotkanie z Marcelem.
- A co ze mną?- zapytała Caroline.
- Ty zostajesz z Leonem w domu, nasz syn musi być bezpieczny przy matce- odpowiedziałem.- Poza tym, ktoś musi pilnować Katherine, jest jeszcze zbyt słaba, żeby zostać sama- dodałem.- Co się tak patrzycie> Tracimy czas, ruchy- zawołałem.- Kol potrzebuje pomocy, wszyscy mają być pod telefonem- wyszedłem, nie czekając na ich reakcje.
_________________________________________________
Kolejny rozdział już 26.04- czekajcie:)