środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 4

Elijah:

Byłem szczęśliwy, znów miałem przy sobie swoją Katerinę. Ostatni tydzień to coś czego nie zapomnę. Zapomniałem na chwilę o moralności i o problemach rodzinnych. Jednak nieubłaganie nadszedł koniec lenistwa, rano zadzwoniła Elena i poprosiła koniecznie o spotkanie.
- Elijah dołączysz do mnie podczas porannego prysznica?- zawołała Katherine, wyłaniając się z łazienki.
 - Niestety, moja droga ale jestem umówiony- odpowiedziałem z uśmiechem.
- Czyżby nasza kochana Elena, znów nie mogła sobie bez ciebie poradzić?- zapytała złośliwie.
- Czy musisz być taka niemiła?- odpowiedziałem pytaniem.- Dla twojej wiadomości, owszem idę się z nią spotkać.
- Obiecałeś, że nie będziecie się za często spotykać- wiedziałem, że nie będzie zbyt szczęśliwa.
- Mówiła, że to coś ważnego i ma związek z Niklausem- naburmuszyła się jeszcze bardziej.- Katherine, zrozum to mój brat i wszystko co ma z nim związek jest dla mnie istotne.
- Wolisz sprawy swojego brata od tego- wskazała na siebie i swoje ciało owinięte ręcznikiem- dobrze, dobrze zajmij się tym czym musisz i szybko wracaj- pocałowała mnie w policzek.- Będziesz musiał zafundować mi pyszną kolację, żebym się nie złościła.
- Co tylko sobie życzysz- uśmiechnąłem się i wyszedłem.

***

W południe ulice Nowego Orleanu były zdecydowanie mniej zatłoczone niż nocą ale i tak panował dość spory zgiełk. Raczej mi to nie odpowiadało z Kateriną pod jednym dachem miałem dość harmidru. Umówiliśmy się z Eleną w porcie. Uwielbiałem przyglądać się jachtom i innym statkom cumującym w tym miejscu. Wspominałem chwilę kiedy statek mój i mojej rodziny przypłynął tutaj trzysta lat temu.
- Elijah!- przerwał moje rozmyślenia głos Eleny.
- Witaj, Eleno- przywitałem się.- Przepraszam, że tak od razu zapytam, ale coś się stało?
- Mnie właściwie nic- powiedziała z wahaniem.- Ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że Klaus będzie miał dziecko z tą wilczycą Hayley?- zapytała spokojnie.- Caroline doznała szoku kiedy się o tym dowiedziała od tej dziewczyny.

***

Dwie godziny wcześniej:

Caroline:

- Klaus dlaczego robisz dla mnie to wszystko?- zapytałam.- Przecież powiedziałam ci, że nic z tego nie będzie już kilkukrotnie.
- Obiecałem, że pokarze ci wszystkie najpiękniejsze miejsca mojego ulubionego miasta- odpowiedział spokojnie.- Właśnie to robi, jako przyjaciel- dodał z uśmiechem.
- Tyler niedługo do nas dojedzie i będzie wściekły jeżeli się dowie, że spędzam z Tobą tak dużo czasu- powiedziałam, wyraźnie posmutniał.
- Możemy nie rozmawiać o Tylerze i innych problemach?- zapytał.- No dalej Caroline daj sobie szanse na chwilę zwykłej radości- chwycił moją dłoń- Chodź muszę ci coś pokazać.
- Znów coś w stylu widoku z dachu?- zadałam kolejne pytanie.
- Nie tym razem nie będziemy nawet na sekundę odrywać stóp od ziemi- uśmiechnął się.- Proszę wsiadać madame- powiedział otwierając mi drzwi pasażera.
Jechaliśmy przez dłuższy czas, aż w końcu Klaus zatrzymał samochód na obrzeżach miasta i poprowadził mnie  ścieżką w stronę starego, zniszczonego i olbrzymiego domu. Był porośnięty dużą ilością bluszczu ale wiedziałam, że w latach swojej świetności musiał robić oszałamiające wrażenie.
- Co to za dom? Dlaczego mnie tutaj przywiozłeś?- matko jak tak dalej pójdzie zaleje go tą ilością pytań.
- Mój dawny dom- odpowiedział zamyślony.- Chodź, wejdziemy- pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy powoli do środka. Tapety oczywiście były pożółkłe, w niektórych miejscach obdarte ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że w domu stoją wszystkie meble.
- Dlaczego tutaj nie mieszkacie?- chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale właśnie przekroczyliśmy próg salonu i odebrało mi całkowicie mowę. Na suficie znajdowała się idealna kopia z bazyliki Świętego Piotra w Watykanie.
- Za daleko od miasta- odpowiedział spokojnie.- Podoba ci się?
- Jasne, że mi się podoba!- wrzasnęłam.- Nawet mimo mas kurzu jest tutaj bardzo pięknie- dziwne ale chwyciłam go za rękę i zaczęłam ciągnąć w miejsca, których jeszcze nie widziałam to znaczy na piętro.
- Patrzcie państwo, już idziecie do sypialni?- usłyszałam głos z pod drzwi.- Myślałam, że jeszcze sobie posłucham waszych ckliwych gadek- odwróciłam się i zobaczyłam tą wilczycę Hayley.- Tylko Caroline, uważaj żeby przypadkiem nie zrobił ci dziecka.
- Wynoś się stąd Hayley!- wrzasnął Klaus, podbiegając do niej.
- Dobrze już dobrze, po prostu chciałam ją ostrzec żeby nie skończyła tak jak ja- powiedziała i zniknęła za drzwiami, ja cały czas stałam oniemiała w połowie schodów.
- O czym ona do diaska mówiła?- zapytałam w końcu.
- Niczym ważnym, Caroline nie przejmuj się tym- powiedział nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
- Albo natychmiast powiesz co ona miała na myśli mówiąc o jakimś dziecku, albo możesz być pewny, że nigdy nie zamienię z tobą ani jednego słowa!- wrzasnęłam stając przed nim.
- Mówiła o moim dziecku, które będziemy wspólnie mieli- odpowiedział po chwili wahania.
- Co takiego? Przecież wampiry nie mogą się rozmnażać!
- Wampiry nie, ale ja urodziłem się jako wilkołak i to jest jedna z wielu luk w naturze- powiedział, intensywnie mi się przyglądając.
- Wiesz co, Klaus nie chce mieć z tobą nic wspólnego- powiedziałam i z wampirzą prędkością wybiegłam z rezydencji.

***

- Wiesz jak ona się poczuła?- zapytała Elena.- Twój brat jawnie się do niej zaleca, a chciał ukryć to, że będzie ojcem.
- To nie tak Eleno- powiedziałem spokojnie.- Niklaus czekał na odpowiedni moment, poza tym ma mnóstwo problemów z Marcelem, czarownicami i jeszcze z dzieckiem Hayley. Oczywiście staram się mu pomóc, ale to nie jest takie łatwe.
- Wiem o Marcelu i czarownicach- odparła dziewczyna.- Kol dużo opowiada Bonnie, podobno Klaus momentami wpada w furię.
- Zgadza się, a kiedy do tego nic nie jest w stanie go powstrzymać przez rozniesieniem wszystkiego w drobny mak-spojrzałem na nią- poza tym ukrywam przed nim Katerinę. Chętnie by się na niej wyżył wiedząc, że jest w Nowym Orleanie.
- Nikt by za nią nie płakał- powiedziała i po chwili spuściła głowę.- Przepraszam zapomniałam, że ci na niej zależy- dodała smutno.
- Nie musisz nic mówić- pocieszyłem ją.- Wiem ile złego zrobiła ci w życiu.
- Możemy o tym nie rozmawiać?- zapytała, a ja pokiwałem głową.
- Opowiem ci jak było kiedy przypłynęliśmy do Nowego Orleanu- zaproponowałem.- Jeżeli oczywiście chcesz?- dodałem szybko.
- Oczywiście to musi być bardzo ciekawa historia- odparła.

***

- Przypłynęliśmy do Nowego Orleanu jakieś trzysta lat temu- zacząłem.- Wiesz my zawsze szukaliśmy jakiegoś nowego miejsca pobytu, nie mogliśmy przebywać zbyt długo w jednym miejscu. Wszędzie gdzie zagrzeliśmy miejsce tam pojawiał się Mikael- nie wiedziałem czy mam dalej to ciągnąć.- To naprawdę jest dla mnie ciężka przeszłość. Jesteś teraz w Nowym Orleanie i wiesz jaki jest piękny, ale nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak cudowny był w osiemnastym wieku- westchnąłem i pogrążyłem się we wspomnieniach.- Mimo, że to miasto zawsze było zawsze dość gwarne, kiedyś wszyscy ludzie się tutaj znali. Ja i moje rodzeństwo znaleźliśmy swoje miejsce. Rebekah zakochała się w Emilu jedynym synu gubernatora, Niklaus zaczął zachowywać się niezwykle spokojnie, a ja poznałem Celeste- zobaczyłem szeroki uśmiech na twarzy Eleny.- Była niezwykle piękna, jednak Niklaus oczywiście musiał wszystko zepsuć. Zamordował Emila i Celeste, a wszystko w skutek naszego nieposłuszeństwa- starałem się za wszelką cenę powstrzymać grymas.- Chciałem go zabić, wiesz? Wtedy również w życiu Klausa pojawił się Marcel. Do ich pierwszego spotkania doszło na pogrzebie Emila, kiedy wyszło na jaw, że gubernator ma jeszcze jednego syna z matką, która jest jego własnością.
- Przepraszam, że ci przerwę, ale czy gubernator wiedział kim jesteście?- zapytała najwyraźniej zaciekawiona moją opowieścią. 
- Oczywiście, przymykał oko na nasze wybryki- powiedziałem.- Jednak proszę cie poczekaj, aż skończę swoją historię- odpowiedziałem.- właśnie to pierwsze spotkanie Marcela i Klausa spowodowało, że zacząłem wierzyć, iż jest dla mojego brata jeszcze szansa. Musisz wiedzieć, że w tamtym momencie Marcel był torturowany przez podwładnego gubernatora. W tym małym chłopczyku Niklaus zobaczył samego siebie, katowanego przez naszego ojca więc zabił jego prześladowcę, nadał mu imię Marcellus i wziął pod swoje skrzydła. Traktował go jak syna, Marcel został członkiem naszej rodziny. jednak mały chłopiec dorósł i zaczął interesować się naszą siostrą co nie podobało się Niklausowi. Kazał mu wybierać między ludzkim życiem przy boku nieśmiertelnej Rebeki, a nieśmiertelnością. Widzisz co wybrał.
- Marcel był zakochany w Rebece?- pokiwałem głową.- Nie wyglądają jakby coś ich kiedyś łączyło.
- Rebekah nigdy mu tego nie zapomniała- odpowiedziałem.- Trudno jej się dziwić, mężczyzna, którego darzyła uczuciem pozwolił żeby jej brat zasztyletował ją na ponad sto lat- Elena chwyciła mnie pod ramię.
- Jak doszło do tego, że teraz Marcel włada Nowym Orleanem?
- Powtórzyło się to samo co dawniej, Mikael nas odnalazł- powiedziałem spokojnie.- Musieliśmy znów uciekać.
- Bardzo mi przykro- powiedziała pocieszająco.- Nigdy nie mogliście być szczęśliwi.

***

- Cóż za romantyczna scena- usłyszeliśmy głos Katherine.- Zakochana para spaceruje po porcie.
- Katherine, nie wyobrażaj sobie czegoś czego nie ma- powiedziałem.
- Kochanie, niczego sobie nie wyobrażam, mam na to dowody przed własnymi oczami- odparła lekceważąco.- Nie, nie przeszkadzajcie sobie już idę, zostajecie sam na sam- odeszła.
- Elijah, nie chciałam żebyś miał przeze mnie jakieś problemy z Katherine- powiedziała Elena.
- Zwykła fanaberia, chciałaby żebym robił to co mi karzę- powiedziałem.- To nie twoja wina więc nie masz się czym martwić.
- Nie zastanawiasz się nad tym co w tej chwili zrobi rozwścieczona Katherine?- zapytała.- Może zginąć cała masa niewinnych ludzi.
- Sprawdzę co się z nią dzieję- odparłem. Pożegnałem się grzecznie i ruszyłem na poszukiwanie wampirzycy.

***

Katherine:

- Patrzcie, patrzcie kogóż przywiało do Nowego Orleanu- powiedziałam głośno.- Damon Salvatore, wielki przystojniaczek, co cie tutaj sprowadziło?- zapytałam.- Tylko mi nie mów, że Elena Gilbert.
- Elena Gilbert- miał jakiś dziwny głos.- Nic mnie nie obchodzi jej osoba, zamierzam się dobrze zabawić.
- Wyłączone człowieczeństwo, ciekawe- postanowiłam wykorzystać sytuację.- Może zabawimy się razem, kociaku?
- Niech wszyscy się chrzanią i idą do diabła- powiedział Damon.- Idziemy na Burbon Street.
______________________________________________________________________
Nareszcie skończyłam!!! Cóż za sukces, następny pod koniec miesiąca lub na początku lutego. 



6 komentarzy:

  1. Klaus ma przerąbane u Caro . Elijah usprawiedliwiajacy Klausa -świetny :-D, ciekawe co się stało Damonowi.

    OdpowiedzUsuń
  2. zostałaś nominowana liebster award więcej info na mojej stronie
    http://spacerkiemprzezprzyszlosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog jest genialny, zajebisty, przecudowny, wspaniały......nie wiem co jeszcze . Uwielbiam Katherine !!! Rozdział wspaniały !!! Czekam na NN!
    Buziaki Selinka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Damon wcale nie wygląda na załamanego bardzo ciekawa historia Eliascha i jego rodziny cieszę się,że Carolinne tak zaeragowała kiedy się dowiedzała o Helly za mało Eliascha i Eleny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwwwielbiam twego bloga <3.
    Megaśny.. Mam nadzieję, że szybko dodasz nowy..
    Biedna Caroline dowiedziała się o dziecku :(. Głuupi Klaus.. Ten to zawsze musi spać ze wszystkimi babami z którymi nie powinien.. ! Ah.. <3
    Kocham czekam na nn. Zapraszam do sb l.l)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny jak wszystkie
    czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon by Selly